Dlaczego w Tatrach giną ludzie? Jakie są przyczyny wypadków górskich?
Takie pytania pojawiają się w zasadzie od chwili, gdy w Tatry ruszyli tłumnie pierwsi turyści, a ściślej - od czasu pierwszych, zwłaszcza śmiertelnych wypadków, jakie się tam wydarzyły. Od ponad wieku statystyki co roku notują ofiary górskich wypraw. Zmieniają się tylko proporcje. Więcej turystów, więcej sportowców - więcej wypadków. Danych za rok 2005 jeszcze nie podsumowano, zajrzyjmy zatem do nieco wcześniejszych kronik TOPR-u. Rok 2004: 16 wypadków śmiertelnych. TOPR wyruszał w góry 1282 razy, udzielając pomocy 1331 osobom. To mało czy dużo? Jeżeli zestawić te liczby z kilkoma tysiącami wyruszającymi jednego tylko sierpniowego dnia w Tatry - wydaje się, że mało. Ale gdy pomyśli się o bólu rodziny po utracie bliskiej osoby, o miesiącach powrotu do zdrowia taternika lub narciarza po ciężkim wypadku, o dożywotnim kalectwie młodej dziewczyny - wtedy to dużo, bardzo dużo... O wiele za dużo.
Do tych pytań dołącza się jeszcze jedno. Dlaczego Tatry pochłaniają tyle młodych ofiar?
Kiedy przegląda się kroniki wypadków tatrzańskich uwagę zwraca młody lub stosunkowo młody wiek ofiar, zarówno taterników, jak turystów, generalnie oscylujący dużo poniżej czterdziestego roku życia.
Sięgnijmy do historii. Początki taternictwa - lata 1909 - 1939. Dla przykładu - kilka nazwisk taterników, tylko spośród należących do ścisłej czołówki w swoich czasach: Mieczysław Karłowicz - 33 lata, Stanisław Bronikowski - 22 lata, Mieczysław Szczuka - 29 lat, Lida Skotnicówna - 16 lat, Marzena Skotnicówna - 18 lat, Mieczysław Świerz - 38 lat, Kazimierz Kupczyk - 21 lat, Wincenty Birkenmajer - 34 lata, Jerzy Leporowski - 32 lata, Zofia Krókowska - 25 lat, Wiesław Stanisławski - 24 lata, Stefan Bernadzikiewicz - 32 lata.
Lata powojenne: Wawrzyniec Żuławski - 41 lat, Jan Długosz - 33 lata.
Czasy współczesne: co roku kilka lub nawet kilkanaście ofiar śmiertelnych wśród młodych turystów lub taterników.
Najbardziej szokujący wypadek lat ostatnich: styczeń roku 2003 - grupa młodzieży licealnej ginie pod lawiną na stokach Rysów. Średnia wieku: 16 lat.
Do tego dochodzą jeszcze śmierci nieprzypadkowe, zaplanowane. Tylko w roku 2004 - aż cztery takie wypadki. To smutne i irracjonalne, że Tatry stają się miejscem samobójstw. Ale niestety prawdziwe. Skok ze Świnicy? To bardzo spektakularne i romantyczne pożegnanie z życiem, jakże odpowiadające wrażliwej psychice młodych ludzi.
Każde tragiczne wydarzenie w górach powoduje burzliwe dyskusje na temat racjonalności uprawiania turystyki wysokogórskiej i taternictwa, a przede wszystkim sensu narażania zdrowia i życia. Rozpisywała się o tym prasa, nie tylko taternicka i turystyczna, ale także ogólnokrajowa.
Odpowiedzi jednoznacznej nie znalazł nikt. Nie ma jej i nie będzie. Nie ma też idealnej, stuprocentowo pewnej i sprawdzonej metody, by zapobiec wszelkim dramatycznym wydarzeniom w przyszłości. W Tatry jak niegdyś wyruszają turyści i taternicy, z tą tylko różnicą, że obecnie jest ich kilkakrotnie więcej. Wypadki zdarzały się sto lat temu, tak zdarzają się i dziś. Wielu z nich być może dałoby się uniknąć. Tym bardziej warto jednak zastanowić się nad tematem, gdyż widać tu wyraźnie pewne prawidłowości i niektóre wnioski nasuwają się same. Skorzystanie z wiedzy o źródłach niepowodzeń i katastrof, które spotkały innych, może często zapobiec powtarzaniu się podobnych wypadków. Chociaż oczywiście wszystkiego przewidzieć się nie da.
O przyczynach wypadków, o najczęstszych tatrzańskich trudnościach i pułapkach czyhających na górskich szlakach, powiedziano i napisano już wiele. Ale - jak widać - nadal za mało. W Tatrach wciąż giną ludzie.
Zacznijmy od taterników. Wprawdzie to specyficzna, specjalistyczna i niezbyt liczna grupa w porównaniu z tysiącami turystów. Warto jednak zastanowić się nad pewnymi prawidłowościami właśnie w tej grupie, gdyż im - jako najlepiej obeznanym, przygotowanym technicznie, sprzętowo i kondycyjnie wypadki zdarzają się najrzadziej. Gdy zatem już coś się zdarzy - przyczyny na ogół są symptomatyczne. Wydawać by się mogło, że wraz z rozwojem taternictwa zmieniać będą się powody tragicznych wydarzeń. A tymczasem niewiele się w tej kwestii zmieniło od ponad stu lat. Wystarczy porównać kroniki TOPR-u z pierwszych lat XX wieku i obecne.
W wielu sytuacjach główną rolę odegrał przypadek. Ukruszył się gwarantowany, pewny chwyt. Było to niestety dosyć częstym powodem wypadków śmiertelnych - tak zginęli świetni taternicy: Mieczysław Świerz, Stanisław Bronikowski, Jerzy Leporowski. Pękła nowa lina, przecięta spadającym gwałtownie kamieniem lub przetarta ostrym kantem skały, naciągnięta do granic wytrzymałości na skutek przeciążenia po odpadnięciu od ściany. Chyba najbardziej znanym i najczęściej opisywanym zdarzeniem spowodowanym przecięciem liny był wypadek znanego malarza, poety Rafała Malczewskiego i jego przyjaciela Stanisława Bronikowskiego podczas wspinaczki na południowej ścianie Zamarłej Turni (zginął wówczas Bronikowski). Często wspomina się również wspinaczkę Mieczysława Świerza na zachodniej ścianie Kościelca, zakończoną śmiertelnym upadkiem, ostatecznie właśnie na skutek przecięcia liny. Innym razem rozgiął się karabinek. Rozgięcie karabinka było przyczyną śmiertelnego wypadku na Zamarłej Turni znanego taternika i utalentowanego artysty lat przedwojennych - Mieczysława Szczuki.