Zdarza się jeszcze inaczej. I to bywa już udziałem nie tylko taterników, ale też turystów wędrujących w wyższych partiach gór. Ze żlebu sypie się nagle, niespodziewanie grad kamieni. Odrywa się od skalnej ściany potężna wanta, która trzymała się tam setki lat, a naruszyła ją ostatnia wichura lub ulewa. Lawina śnieżna schodzi w miejscu, w którym nigdy się to dotąd nie zdarzyło. W tej kategorii niewiele da się zdziałać. Naturalnie podstawą do uniknięcia takich sytuacji jest ostrożność, dokładne sprawdzanie sprzętu, analizowanie wybranej drogi. To wszystko prawda i na ogół wystarcza, ale... Tatry bywają nieobliczalne, a nieszczęśliwe sploty okoliczności zdarzają się wszędzie. Równie prawdopodobna jest śmierć w katastrofie samochodowej, kolejowej, lotniczej. Choć zabrzmi to może patetycznie, ale można powiedzieć, że to kwestia losu, czy jak kto woli przeznaczenia.
Częściej jednak przyczyny wypadków były i są znacznie bardziej prozaiczne i przewidywalne: nieodpowiedniej klasy wyposażenie, wybór tańszego, ale gorszego ekwipunku, nieraz domorosłej produkcji, czego konsekwencją są ukryte wady fabryczne sprzętu - z tego też powodu zwykle zdarzają się rozginające się nowe karabinki, łamiące się czekany, gnące się raki, pękające młotki lodowe, rwące się liny, ślizgające się po mokrej skale podeszwy butów.
Dlaczego ulegają wypadkom i giną młodzi ludzie? Silni, zdrowi, wysportowani? I wcale nie dyletanci, wręcz przeciwnie - wytrawni turyści wysokogórscy, dysponujący wiedzą o Tatrach, taternicy z dobrym sprzętem, z wyszlifowaną techniką wspinaczkową. Uwzględniając jako jedną z kategorii przyczyn nieprzewidywalne przypadki losowe, o których była mowa już wcześniej, wielu znawców tematu drugą kategorię wypadków widzi w nadmiernej pewności siebie u młodych ludzi, w bezkrytycznym przekonaniu o swych doskonałych umiejętnościach i możliwościach, w braku respektu wobec Tatr. Trzecią kategorię - i to dość bogato reprezentowaną - stanowią zdarzenia spowodowane rozluźnieniem nerwów i ogólną dekoncentracją po przebyciu najtrudniejszego odcinka drogi. Po zdobyciu szczytu, przejściu wysokiej przełęczy, pokonaniu ściany ogarnia radość i euforia, a po nich rozprężenie organizmu. A przecież nie wystarczy wejść - trzeba jeszcze wrócić, zachować na powrót siły, koncentrację uwagi (a także prowiant, napoje, zapasową odzież na chłód wieczoru).
Aż dziw bierze, jak wiele wypadków śmiertelnych zdarzyło się w miejscach relatywnie łatwych, zwłaszcza porównując je z faktycznymi umiejętnościami i wcześniejszymi dokonaniami ofiar. Chyba najbardziej szokującymi i wymownymi przykładami są tragiczne w skutkach wypadki znakomitych taterników - Wiesława Stanisławskiego i Jana Długosza. Wiesław Stanisławski (1909 - 1933) - był doskonałym taternikiem lat przedwojennych, uznanym i sławnym mimo młodego wieku, inicjatorem nowoczesnego stylu taternictwa, zdobywcą wielu dróg, często uważanych dotąd za niemożliwe do pokonania, utalentowanym pisarzem, zajmującym się tematyką tatrzańską. Zginął w Tatrach, mając zaledwie 24 lat, na zachodniej ścianie Kościołka (Słowacja), uważanej za średnio trudną. Jan Długosz, doskonały taternik i alpinista, autor licznych opowiadań i artykułów o tematyce tatrzańskiej i alpinistycznej, zginął na Zadnim Kościelcu, w terenie określanym jako niezbyt trudny.
Szczególnym wrogiem człowieka w górach są załamania pogody. Latem bardzo groźne są burze, z niebezpieczeństwem porażenia piorunem, które jest największe na graniach i w otwartym terenie. Zimą nadmiar opadów, wiatr i zmiany temperatury powodują niestabilność pokrywy śnieżnej i doprowadzają do zsuwania się lawin, będących bez wątpienia najgroźniejszym niebezpieczeństwem gór. Śnieżyce z huraganem i mróz zagrażają turystom i taternikom oraz wędrującym narciarzom, powodują zbłądzenia, odmrożenia i zamarznięcia.
Specyficzne miejsce wśród pogodowych zjawisk tatrzańskich zajmuje mgła. Podobnie jak chmury, poprzez zmniejszenie widoczności i nadanie nieprawdziwych kształtów otoczeniu, powoduje dezorientację i możliwość zabłądzenia. W rejonach graniowych jest to szczególnie niebezpieczne, gdyż ze względu na dużą ekspozycję terenu każde zejście z wytyczonej drogi grozi odpadnięciem. Ale to nie wszystko. To szczególne zjawisko, ale mgła tatrzańska, zwłaszcza zimą, ma wymiar psychiczny - deprymuje, odbiera nadzieję i wolę. Doświadczyło tego na sobie wielu turystów i taterników.
Bardzo niebezpieczne potrafi być upragnione, ukochane i wyczekiwane słońce. Latem, przy wysokich temperaturach, nadmiernym wysiłku i niedostatku napojów, zwłaszcza w kotlinach osłoniętych od wiatru, może stać się przyczyną rozległych oparzeń, przegrzania i osłabienia, a nawet udaru cieplnego, z utratą przytomności włącznie. Zimą zapomnienie ciemnych okularów może dać w efekcie objawy śnieżnej ślepoty. W jednym i w drugim przypadku są to przypadłości uniemożliwiające kontynuowanie wędrówki i wymagające interwencji lekarzy. Ich zbagatelizowanie może skończyć się tragicznie.
Piękne, malownicze górskie potoki cieszą oczy, ożywiają swą krystaliczną wodą. Jednak zimą, ta lodowata woda potrafi doprowadzić do wyziębienia organizmu. Latem - do osłabienia, gdyż pamiętać trzeba, że oprócz wody przegrzanemu organizmowi potrzebne są jeszcze składniki mineralne, w które nie każdy górski strumień jest zaopatrzony. Nie mówiąc już o witaminach, niezbędnych przy wysiłku fizycznym. Woda z górskiego potoku, wypita w nadmiarze, nie tylko nie dostarcza ich, ale wręcz odwrotnie - wypłukuje z organizmu. Nie wspominając już o tak drobnych, ale przykrych i męczących przypadłościach jak ból gardła lub zębów u osób bardziej wrażliwych na duże różnice temperatur.
Inne niebezpieczeństwa stanowią śliskie kamienie i rwący nurt. Pozornie płytkie potoki zachęcają po przeskakiwania ich po wystających głazach. Skutki bywają żałosne, a nawet dramatyczne - połamane ręce i nogi, rozbite głowy, uszkodzone kręgosłupy. Upadek w lodowatą wodę zimą na ogół kończy się zapaleniem płuc. Uderzenie w głowę przy wywrotce może doprowadzić do utraty przytomności, a w konsekwencji, wobec niemożności wyrwania się ze rwącego nurtu - do utonięcia.
Zdecydowanie rzadziej o katastrofie decydują stan zdrowia i kondycja, tym nie mniej nie brak i takich zdarzeń. Znane są przypadki zamarznięć na skutek zasłabnięcia i następującego w efekcie wychłodzenia organizmu. Zdarzają się także zawały, na skutek nadmiernego wysiłku i przeciążenia serca lub w konsekwencji zaburzeń krążenia i ciśnienia, związanych z chorobą wysokościową. Tego typu wydarzenia stanowią jednak mały procent w kronikach TOPR-u (przez wiele lat: GOPR-u[1]), zwłaszcza w odniesieniu do taterników. Zdecydowanie częściej swoje możliwości zdrowotne przeceniają turyści. Warto tu znów sięgnąć do statystyk Tatrzańskiego Pogotowia. W roku 2004 interwencji ratowników wymagało 30 ostrych zachorowań, które zdarzyły się na szlakach turystycznych - to ok. 15% wszystkich akcji ratunkowych dotyczących turystów (nienarciarzy). Tak jak można by się spodziewać, ofiarą gór padają w tej kategorii najczęściej osoby starsze, o słabszej kondycji, często nękane rozmaitymi przewlekłymi chorobami, szczególnie chorobami krążenia, epilepsją, nadciśnieniem. Powodem bywa też zażywanie rozmaitych medykamentów, zwłaszcza specjalistycznych leków nasercowych, po których absolutnie nie powinno wyruszać się w wyższe rejony gór.
Nierzadko powodem zasłabnięć jest brak aklimatyzacji i znużenie po podróży - niefortunne wyruszanie w góry, na przykład wprost do Pięciu Stawów, bezpośrednio z pociągu, zwykle jeszcze z ciężkim plecakiem, często po nocy spędzonej w kucki, w tłoku i ścisku. Do długiego i nieco męczącego podejścia dołącza się niewyspanie, zmęczenie podróżą i skok z poziomu 30 - 40 m n.p.m. na 1600 m. n.p.m.; zmiana klimatu i wysokości o 1500 metrów w ciągu zaledwie kilkunastu godzin.
Bardzo często odporność i wydolność organizmu zmniejszają papierosy (mniejsza pojemność płuc) i alkohol, nawet - wydawałoby się niegroźne piwo (zaburzenia krążenia i pracy serca). Oczywistym nieporozumieniem jest serwowanie tych specyfików w schroniskach tatrzańskich, niestety biznes zwycięża tu ze zdrowym rozsądkiem i zasadami bezpieczeństwa w górach.
Pozornie drobne zdarzenia - skręcenia, zwichnięcia, stłuczenia, krwawiące skaleczenia, puchnące ukąszenia, zwłaszcza zlekceważone i nieopatrzone, jeżeli zdarzą się wysoko w górach, daleko od schroniska - po kilku godzinach mogą bardzo utrudnić, a nawet uniemożliwić dalszy marsz i skończyć się interwencją TOPR-u, z pobytem w szpitalu włącznie.
Ostatnio notuje się zdecydowanie mniej wypadków, w tym także śmiertelnych, wśród taterników, za to o wiele więcej - wśród turystów. Dla porównania zajrzyjmy znów do danych statystycznych TOPR-u za rok 2004 - aż 214 interwencji dotyczyło turystów, a tylko 6 - taterników.