W schronisku larum. Przed wejściem energicznie porusza się kilka postaci w anorakach, z czołówkami na czapkach. Na śniegu leży sprzęt. Tobogan, szelki Grammingera[3], pochodnie, latarki, liny. Co chwila ktoś wychodzi ze schroniska dorzucając plecak, haki, karabinki.
- Co się stało? Jakiś wypadek? - pytam z niepokojem.
- Jeszcze nie wiadomo. Dwójka nie wróciła z grani Wołowca. Nawet nie wiemy kto, bo nie ma wpisu książce wyjść.
- Zaraz, zaraz, skąd? - pytam z lekkim zaskoczeniem (i pośpiesznie analizuję w myślach: przecież na grani Wołowca poza nami nie było żywego ducha. Czyżby to więc chodziło o nas?... No, to niezłe jaja!).
- Z grani Wołowca.
- A skąd ta wiadomość?
- Wróciły dwie osoby z Wołowca, gdzie szli we czwórkę. Tam się rozdzielili. Ci dwoje zeszli do schroniska, a dwie osoby poszły dalej na grań. Podobno cholernie lawiniasto i pioruńskie oblodzenie.
- Owszem, jest lawiniasto i ździebko ślisko, ale bez przesady. A tę dwójkę masz właśnie przed sobą. Już wiem, kto narobił tego niepotrzebnego rabanu. Dobrze, że się nam udało wyrobić przed waszym wyjściem. Szlibyście zupełnie bez potrzeby.
- No, niech was cholera. To o której to się wraca z takiej łatwizny? Ładnie, ładnie. Już słyszę, jak was kierownik schroniska opiernicza za brak wpisu w książce wyjść.
- Jak się późno wyszło, to się późno wraca. Zresztą, przecież mówię, że ślisko. - przełykam nerwowo ślinę. Za nic się nie przyznam, co się stało. A jak Ewka coś palnie, urwę jej uszy. Zerkam spod oka na Ewę. Na szczęście milczy porozumiewawczo. Kończę od niechcenia - Wiesz, jak by nam przyszło do głowy gnać na wariata, to faktycznie moglibyście mieć klientów i trochę roboty. A co do tego wpisu - ty byś się wpisał "na taką łatwiznę"?
- Hm... Sam nie wiem. Tak czy owak, dobrze, że tak się skończyło. Idźcie się zameldować kierownikowi, żeby odwołał akcję.
- Yhy - mruczę potakująco z niechęcią.
Nie w smak mi ta rozmowa, ale trudno, trzeba pójść, bo gotowi nas jeszcze obciążyć kosztami zbędnego wyjścia GOPR-u na akcję. I tak pewnie nie wywiniemy się od postawienia flaszki - "za fatygę".
Warszawa, luty - sierpień 2005
[1] Wołowiec (2063 m. n.p..m.) - najdalej na zachód wysunęty szczyt w grani Tatr Polskich, w kierunku zachodnim. Dalej pasmo tatrzańskie przechodzi na stronę słowacką i kontynuowane jest przez grupę Rohaczy.
[2] Dla porównania: średnie ciśnienie atmosferyczne na poziomie morza (czyli 0 m n.p.m.) wynosi 760 mm słupka rtęci, w Zakopanem (wysokość średnia 800 m n.p.m.) - ok. 690 mm, nad Morskim Okiem (1410 m n.p.m.) - ok. 640 mm, na Rysach (2499 m n.p.m.) - ok. 540 mm. Dla Wołowca ta wartość wynosi ok. 590 mm słupka rtęci.
[3] Szelki Grammingera - specjalna uprząż używana przez ratowników tatrzańskich do znoszenia poszkodowanych w wypadkach górskich z miejsc trudno dostępnych, w partiach skalnych, przeważnie szczytowych, gdzie niemożliwe jest użycie noszy czy tzw. bambusa (drąg z zawieszonym na nim rodzajem hamaka, amortyzującego wstrząsy podczas znoszenia rannego, co jest bardzo istotne zwłaszcza przy urazach kręgosłupa).