|
Dla większości z nas niewyobrażalne musiałyby być dylematy tam na górze, w razie zagrożenia. Słabnie towarzysz, nie ma siły iść, lub doznał urazu... Wracać się, brać go pod ramię, na bary i wlec? To śmierć dla obojga... Z relacji doświadczonych wspinaczy, które teraz do nas docierają wynika, że na takiej wysokości pomoc praktycznie nie istnieje. Dasz radę - przeżyjesz, nie dasz rady, masz pecha - zginiesz. Słyszałem w mediach głosy co najmniej wątpiące, dlaczego się rozdzielili, nie szli razem i nie pomagali sobie. Jak to u nas, fachowców mamy od wszystkiego, od himalaizmu też. Tymczasem granica jest tak blisko, że nawet niezachowanie swojego tempa grozi śmiercią. Dlatego szli osobno, każdy na swój rachunek. Pewnie o tym dobrze wiedzieli, że to był warunek osiągnięcia sukcesu. I zgodzili się na to.
|