|
nawigacja: Z-ne.pl » Portal Zakopiański |
|
|
|
|
Miller |
|
gdzie to?
|
|
Re: Miller |
ewalina
00:14 Pią, 08 Lut 2013 |
|
|
Joanno, Ten to potrafi. A mówił, że nigdzie nie był. miller czy to nie JE kłamstwo? Mam sobie sama odpowiedzieć?
|
|
Re: Miller |
|
Haaa… I znalazła się ta zaginiona galeria Tego, który „nigdzie nie był… i nic nie widział…” . Zapomniałem, że był jeszcze młodszy miler przez jedno „l” piszący się … Tą galerię właśnie kiedyś oglądałem… i w pamięci utkwiły mi „chmury nad kościeliską” ze zboczy zimowego Ornaku…
|
|
Re: Miller |
|
Ano znalazła się, nie wiem jakim cudem, bo kiedyś zapomniałem hasła i musiałem zalogować się pod nowym nickiem by pisać. .... ech łezka w oku się kręci .... były czasy na tym forum....
Joanno, ten kamyk ze świerkiem to tuż przed schroniskiem, po powrocie z Wołowca Wyżnią Chochołowską.
|
|
Re: Miller |
|
Słabo znam Tatry Zachodnie, a nie chce mi się wstać i sięgnąć po mapę - czy chodzi o schronisko w Dolinie Chochołowskiej?
|
|
Re: Miller |
|
Tak. jakieś 567 metrów prze schronem idąc szlakiem zielonym.
|
|
Re: Miller |
|
Aaaa! No tak, Ja doszłam tylko do schroniska - ma się rozumieć, że z Siwej Polany. Świetny żurek jadłam w schronisku - wspominam z łezką w oku Masz jakieś wspomnienia kulinarne stamtąd?
|
|
Re: Miller |
|
Oczywiście, że mam ... Harnaś i Okocim po 8 złotych oraz świetny forszmak. Bigos też mają niezły, chociaż najwięcej to zjadłem w tym schronisku zupek tzw, chińskich marki Winiary i Gulaszów Angielskich.
|
|
Re: Miller |
|
Te ostatnie w tak zwanym terenie i zważywszy na głód pewnie zupełnie inaczej smakują niż w warunkach domowych. Gulasz angielski - pychota Bursztynowego w górach nie mogę pobierać - ma na mnie silniejszy wpływ w tych okolicznościach przyrody Coś tam wyłykałam w schronisku i dziwnie zawadzałam potem o kamienie na szlaku - żenujące W słowackich schroniskach pobieram z upodobaniem Kofolę. Nawet dodaje energii - chyba, że to efekt placebo
|
|
Re: Miller |
|
Kofolę Słowacy mają świetną, niczym Coca-Cola, dodaje energii. Ja na szlaku preferują gorący "liofilat" z termosu....mnie daje kopa.
|
|
Re: Miller |
|
Mnie się nie chce targać termosa - wystarczy że dźwigam wodę i kanapki z dziobami (pasztetem drobiowym, tak na ten specyfik mówi mój mąż ) Moja kumpelka dźwiga kawę. Mój znajomy - piwko w puszce, którym opija zdobyty cel. Ktoś miał żelki Haribo, bo na Koprowym przykleił czerwonego miśka do skały
|
|
Re: Miller |
|
Świetna sprawa w górach to podjadanie musli, albo suszonych owoców, a co do złocistego.... to oczywiście tylko wieczorkiem po powrocie, świetnie regeneruje siły.
|
|
Re: Miller |
|
Poznani w Słowackim Raju Polacy poczęstowali nas suszoną wołowiną - dobre to było. Taaa - bursztynowy po powrocie świetnie smakuje, tylko w pierszej kolejności trzeba się wykąpać i coś krzepiącego i ciepłego zjeść (np. w Kolibie u Zbojnikov w Wielkiej Łomnicy), bo już w trakcie spożywania płynu ogarnia mnie senność Bywało, że zasypiałam z puszką do połowy opróżnioną
|
|
Re: Miller |
|
E tam, po co się kąpać jak na drugi dzień się spocisz. Na to samo wyjdzie.
|
|
Re: Miller |
|
Rzeczywiście, ale wtedy smród będzie większy Albo wypłoszę zwierzynę albo przyciągnę - tego największego nie chciałabym zobaczyć nawet z daleka Przyjdzie i zeżre mi dzioby
|
|
Re: Miller |
|
Mam coś z mielonką z tych rejonów do waszej dyskusji. Moja pierwsza wyprawa w Tatry to Wołowiec. Ja i dwóch kumpli, żaden nie chodził jeszcze po tych górach. Parę dni przed wyjazdem przygotowania, żarcie itp. Kupiliśmy jakieś burritos - mielone w sosie meksykańskim do odgrzania. Wzięliśmy kuchenkę , denaturat (do palenia). Na Wołowcu głodni, jęzory do kolan, ustawiliśmy kuchenkę, burritos w garnku i... nikt nie miał zapałek. Była godz. 16, pierwsze dni czerwca, nikogo oprócz nas, nikt z nas też nie palił. Zeżarliśmy to na zimno, a kumpel przygryzał jeszcze "przysmak studencki" na nożu komandosa, było nam już wszystko jedno. Z racji późnej godziny kuchnia w schronie była już zamknięta, został nam zimny "wrzątek" w turystycznej, który nie zdołał rozmiękczyć makaronu z chińskiej zupki, to tez drugiej już nie zalewaliśmy, tylko jedliśmy suchy makaron. Do tego czekolada, bo więcej do żarcia nie było. Także miller podobne mamy kulinarne wspomnienia z tej okolicy
Aha jeszcze jedno, koledze rąbnęli zenita w schronie, zostały nam zdjęcia z mojej smieny.
|
|
Re: Miller |
|
Menu powalające Rafał, nie napisałeś, jak bardzo to było dobre Mam nadzieję, że denaturatem nie popiliście burritos
Co to jest przysmak studencki? Jakaś puszka? Coś w słoiku?
Ale żeby kolega turysta ukradł koledze turyście aparat fotograficzny to już woła o pomstę do nieba - i to w schronisku, które powinno jednoczyć ludzi kochających górskie szlaki.
|
|
Re: Miller |
|
Jakoś denaturat nie miał wzięcia. Przysmak studencki to jedna ze stu nazw mielonki, tak jak gulasz angielski millera. Kolega kroił go w puszce 20 cm nożem, a potem nadziewał i tak jadł (na szczycie). Myślę, że złodzieje są wszędzie i trzeba pilnować rzeczy nawet w schronisku. Aparat został sam na chwilę na łóżku w pokoju wieloosobowym i wystarczyło. Tym większa szkoda, że był to ostatni dzień wycieczki i zniknęły wszystkie zdjęcia. Kolacja smakowała, cóż by nie smakowało po całym dniu chodzenia? Ale za to jak rano otwarli bufet, to ta jajecznica...
Jak znajdę kiedyś czas to wstawię skany z fotek z mojej smieny.
|
|
Re: Miller |
|
W ogóle cała wycieczka była powalająca... Jak pisałem, wszyscy jechali pierwszy raz. Pociąg z Katowic był około 3 w nocy, więc nie zdążyłem nawet zasnąć. Do Krakowa (2 godz.) na stojaka, potem trochę się zdrzemnąłem. W Zakopcu rano najchętniej poszedłbym spać, a planie były góry: Kościeliską do schroniska, potem bez klamotów na Ciemniak (wtedy nawet nie wiedziałem na co) Ale kolega komandos był dopalony i wymyślił, że Kościeliską to chodzą mięczaki, więc wysiedliśmy w Nędzówce i stamtąd przez Miętusi Przysłop do Kościeliskiej. Miałem stary plecak ze stelażem alu, wisiał mi tylko na ramionach, w plecaku żarcia na 3 dni, 3 mineralki 1,5l (!), niewyspany bez aklimatyzacji wlokłem się na końcu. Złapał nas deszcz, na Hali Ornak wszystko mieliśmy już mokre, więc Ciemniak odpadł. Po wysuszeniu czasu starczyło na Smreczyński Staw. W sumie dobrze, bo wróciłem do siebie. Na drugi dzień przez Iwaniacką do Chochołowskiej i potem na Wołowiec. Pod szczytem (na zejściu do Wyżniej Chochołowskiej) był śnieg. Zjeżdżaliśmy po nim (już nie pamiętam czy były to nogi czy d...y) i jak czubki dziwowaliśmy się: "ja cię, śnieg w czerwcu!". Takie to mam wspomnienia z pierwszej wyprawy tatrzańskiej.
|
|
Re: Miller |
ewalina
11:42 Sb, 09 Lut 2013 |
|
|
Stasiu , Tobie dziś odpowiem, sprawdź wieczorem
|
|
|
|
Jeżeli znalazłeś/aś błąd, nieaktualną informację lub posiadasz materiały (teksty, zdjęcia, nagrania...), które mogą rozszerzyć zawartość tej strony i możesz je udostępnić - KLIKNIJ TU »» |
|