Zginął w Tatrach w 2004r. Lawina nie dała mu szans. Kilka miesięcy wcześniej dostał ostrzeżenie, wówczas zginęła .towarzysząca mu osoba. To był pierwszy akt tego dramatu, drugi nastąpił niebawem.
Pogrzeb był wspaniały, uroczysty i podniosły. Wszystko dzięki Jego kolegom - wspinaczom. Trumna opuszczana na linach alpinistycznych, szpaler przyjaciół w pełnym górskim wyposażeniu. gałązka kosówki ma wieku. Potem na lawinisku umocowano tabliczkę pro memoria, a na stronie klubu całą szpaltę poświęcono na wspomnienia o Nim. Przyjaciele nie zaniedbali niczego. . . . .
. . . . . . . Minęły trzy lata. Idę doliną, za kilka dni Wszystkich Świętych. W horolezce niosę symbolicznego znicza - to dla niego, na lawinisko. Dzień odpowiednio nastrojowy, mglisty, dżdżysty, wokół cisza. Odbijam w kierunku przełęczy. Mijam progi i kotły i w końcu jest wanta z tabliczką - jestem na miejscu. Pod tabliczką jeden jedyny wypalony znicz.
Zapalam nowy. Rozkoszuję się ciszą i spokojem. Zbliża się zmrok, migający płomyczek pięknie wkomponował się w scenerię gór.
Wracam wyciszony ,odprężony. Dotrzymałem słowa danego samemu sobie. Tylko ta dziwnie smutna konstatacja: jeden jedyny wypalony znicz, który znoszę w dolinę, to ten sam, który tam przyniosłem w ubiegłym roku.
|