Dnia 2 sierpnia 2015 roku, około godziny 13:50, na dworcu autobusowym w Nowym Targu, w rażący, w brutalny wręcz sposób została naruszona moja nietykalność fizyczna, moja godność osobista, a także doświadczyłem gróźb przemocy fizycznej ze strony kierowcy autobusu MaxBus, kursującego na linii Zakopane – Kraków. Co najbardziej mnie zdumiewa, zostałem zaatakowany jako klient.
Cała sytuacja wydaje się dość kuriozalna, szybko przyjęła jednak zupełnie niespodziewany obrót. Otóż zakupiłem bilet, zająłem swoje miejsce, ostatnie w autobusie, pomijając dwa wolne miejsca obok kierowcy. Po chwili stanęła obok mnie starsza pani, która koniecznie potrzebowała, abym ustąpił jej miejsca. Zrobiłem to, a następnie zapytałem kierowcę, czy mógłbym zająć jedno wolne miejsce obok niego. Kierowca – niski, gruby mężczyzna z krótką, kręconą czupryną, krótką bródką i wąsami – w niesłychanie agresywny sposób kazał mi zamilknąć i usiąść tam, gdzie moje miejsce. Uprzejme pytanie o powód takiej reakcji spotkało się z falą gniewu i niepohamowanej złości. Od razu dałem stanowczo do zrozumienia, że nie godzę się na takie traktowanie, a jego słowa są co najmniej urągające. Kiedy w odpowiedzi usłyszałem kilka wulgarnych komunikatów pod moim adresem, zapytałem: „Czy pan mówi do mnie po polsku?”. Kierowca odparł z pogardą: „Nie, po cygańsku”. Słyszałem jak któryś z pasażerów zawołał: „Zostaw go, on tylko ustąpił miejsca staruszce”, ale to jedynie podkręciło niezdrową atmosferę. W pewnym momencie próbowałem uciąć całą tę wymianę zdań, zdystansować się, ustąpić i zakończyć tę niebezpieczną sytuację, ale mój rozmówca bynajmniej nie zamierzał ustąpić. Następnie gwałtownie przymusił mnie do zwrotu biletu i używając niecenzuralnych słów nakazał mi wyjść z autobusu. W chwili gdy poddałem w wątpliwość zdrowie psychiczne kierowcy i oceniłem jego zachowanie jako „żałosne”, zostałem fizycznie wypchnięty na zewnątrz (szczęśliwie nie spadłem ze schodków i nie uderzyłem ciałem o kostkę brukową). Na tym się jednak nie skończyło. Kiedy bowiem otrząsnąłem się z pierwszego szoku, zobaczyłem, jak kierowca sam wyskakuje z autobusu, i wykrzykując groźby, rzuca się w moim kierunku, łapie mnie za ramiona, krępuje moje ręce, przykłada mi pięść do twarzy, obrzuca wulgaryzmami i wyzwiskami, szarpie i pcha. Wielokrotnie groził mi przy tym w wulgarny sposób, wyrażając jasną chęć zrobienia mi krzywdy. W ciągu całego swojego życia po raz pierwszy zetknąłem się z tak intensywną agresją, z taką gwałtownością, bezwstydnością i ordynarnością. Świadek całego zdarzenia, z którym udałem się na komisariat policji, mówił mi, że „mało brakowało, abym został pobity”. Zostałem zresztą pchnięty na autobus, który stał obok, i przyciśnięty do niego na parę chwil. Napastnik nie zważał na niebezpieczeństwo, jakie mogło się z tym wiązać, w chwili gdy autobus ruszyłby z miejsca. Wszystko to odbyło się na oczach pasażerów pojazdu. Będąc absolutnie zdezorientowany całą sytuacją, ani razu nie tknąłem kierowcy, nie próbowałem też bronić się fizycznie, obezwładniony obawami, że agresja, z jaką się spotkałem jest wynikiem choroby psychicznej (zapytałem zresztą o to wprost samego kierowcę, co spowodowało, że odszedł zmieszany).
Po całym zajściu, tego samego dnia wykonałem telefon do kierownika MaxBusa. W żaden sposób nie zostałem przeproszony, kierownik firmy nie wyraził też ubolewania z powodu zaistniałej sytuacji.
|