|
Jesień 2007 r. Wchodzimy od wylotu D. Raczkowej w grań Otargańców, by dojść nią do Jarząbczego W. i z powrotem D. Jamnicką do Prybyliny, gdzie kwaterowaliśmy. Długa i żmudna, całodzienna, ale b. ciekawa i oryginalna trasa. Tylko Kilkoro słowackich turystów podążało też w tym samym kierunku. W rejonie Niżnej Magury idzie a w zasadzie zbiega z góry gość w "lakierkach", ortalionie i z reklamówką, - jedyny idący w przeciwnym kierunku, czyli do Pryb. Zaciekawił nas więc zagadnęliśmy. Mówi po polsku. Informuje nas dość przekonująco, że w tym tempie za godzinę dojdzie do schroniska w Chochołowskiej, z którego wyszedł przed 5 godz. Długo mu klarowaliśmy, że zabłądził i jak ma wracać i gdzie ma iść dalej z Jarząbczego, na którym zgubił trasę granią liptowską. Okazało się, że nie potrafi mapy czytać, nie miał zresztą żadnej przy sobie. W Tatrach pierwszy raz w życiu. Szedł tak jak mu ktoś wytłumaczył, a w drodze mu się pokręciło. Miał dobrą kondycję, więc jeszcze chyba przed zmrokiem zdążył. I szczęście, że było ciepło i bez śniegu. Wacław
|