W oczekiwaniu na andy'ego dorzucę swoje 3 grosze. Pewnie go złapali, bo sporo chodzi "własnymi" ścieżkami.
Wybaczcie, częściowo odgrzewam starego kotleta, ale nurtuje mnie jedna rzecz dotycząca chodzenia poza szlakami. Pomijając sprawy ochrony przyrody, o których w tym przypadku można dużo dyskutować, to czy ceną za wolność i zaspokojenie ciekawości turysty "pozaszlakowego" nie jest zmniejszenie bezpieczeństwa? Bo w razie wypadku:
- po pierwsze są bardzo małe szanse, że ktoś będzie w pobliżu i wezwie pomoc (dla chodzącego samotnie),
- po drugie, zakładając, że poszkodowany jest przytomny i ma możliwość telefonowania do ratowników (lub jego zdrowi towarzysze), to czy nie jest utrudnieniem fakt, że nie można podać jasno na jakim szlaku się jest, tylko trzeba będzie (w sytuacji dynamicznej i stresowej) wytłumaczyć swoje położenie "gdzieś w Tatrach"?
- po trzecie, brak szlaku lub jego szczątkowa forma wzmaga możliwość zabłądzenia,
- i po czwarte, dotyczące tylko Słowacji - domyślam się, ze nawet mając ubezpieczenie w razie wysokogórskiej akcji ratowniczej nie działa ono w przypadku, gdy turysta znajdował się poza szlakiem, czyli postępował wbrew przepisom zarządcy terenu. Tak więc, nawet zakładając, że z wypadku wyjdziemy zdrowi, to zostanie nam pamiątka w postaci rachunku za akcję ratowniczą.
Rozumiem, że dla niektórych magia tych "nieodkrytych" miejsc pozwala podjąć takie ryzyko. Ale czy warto?
|