|
Przepraszam Was ptt66 i rosiczka, że nie odpowiedziałem w przyzwoitym terminie, ale wynikło to ze względów całkowicie pozamerytorycznych.
Wasze propozycje, których wymyślani przecież wcale nie sugerowałem, są - jak łatwo się domyślić - chybione. Ala wspominając o nich pośrednio informujecie, że teren tej części Doliny za Mnichem jest Wam znany. I jeśli zaledwie w stopniu dostatecznym, to i tak jest szansa, ze nie wygłoszę - przynajmniej do Was - "tureckiego kazania".
Przypominam, chodzi o takie zejście z Wrót, które pozwoli wyeliminować potrzebę wchodzenia w zalodzony żleb.
Aby w stopniu maksymalnym wykorzystać Waszą wiedzę i możliwości percepcji, opisze tą trasę w wersji "wejściowej", będąc przekonany, że odwrócenie kierunków tury będzie czystą formalnością.
Wyruszamy znad Moka. Ceprostradą dochodzimy do progu DzM. Z niego idziemy w lewo od dna doliny i Stawu Staszica ( o ile istnieje) w górę, śladami perci na wielki taras z Wyżnimi Mnichowymi Stawkami. Z niego skośnie w górę w prawo, przez trawiasto-skalisty próg na wyższy, wielki taras zwany Mnichowymi Plecami. Z niego, skośnie w prawo na płd-zach. grań Mnicha, osiągając ją w szerokim siodle, zwanym Mnichową Przełączką Niżnią.
Z MPN ciągnie się w prawo w górę grzbiet kulminujący w Mnichowej Kopie. Z lewej strony grzbietu ekspozycja do Żlebu pod Mnichem. Idziemy jego prawą stroną w kierunku kopulastego wierzchołka MK, który omijamy z lewej, jako, ze ekspozycja zanikła.
Znajdujemy się na dużym, piarżystym tarasie między górnym wylotem Żlebu pod Mnichem a płn. ścianą Cubryny. Idąc po złomach dochodzimy do kociołka znajdującego się pomiędzy MK a wylotem żlebka opadającego z Przełączki pod Zadnim Mnichem. Znajduje się tu Zadnim Mnichowy Stawek - najwyżej położony staw w polskich Tatrach.
Stąd, równolegle do podstawy grani, biegnącej od Zadniego Mnicha do Turni nad Wrotami, rozciąga się tarasowaty teren, podcięty od strony doliny urwistym pasem skałek. Terenem tym, w pobliżu uskoku, czyli jego prawą stroną, aż do żlebu opadającego z Wrót.
Dno żlebu osiągamy wygodnym zachodem schodzącym skosem w dól, już niedaleko przełęczy, po ominięciu najtrudniejszych (zalodzonych) jego fragmentów.
Trasa stosunkowo łatwa, dająca szanse, w przeciwieństwie do ryzyka, które serwuje żleb.
Dla jasności. To nie próba upowszechnienia tej drogi. To tylko reakcja na niezbyt przemyślane, stanowcze a zarazem błędne informacje, które tak pochopnie serwujecie wiedzącym jeszcze mniej niż Wy.
Wszystkim swoim zagorzałym adwersarzom oświadczam, że Krzeptowski zaliczyłby Was - prawdopodobnie - do grona takich ludzi, którzy jak mają czas to siedzą i myślą, a jak nie mają, czasu to tylko siedzą.
Pzdr.
|