Już dawno nie było tylu turystów w listopadzie. Tysiące ludzi wędrowało poszlakach.
Tak wspaniałego weekendu w listopadzie nie pamiętają nawet najstarsi górale. Po raz pierwszy od trzech lat Święto Niepodległości pozwoliło tysiącom Polaków zrobić sobie cztery dni wolnego. Wyjazdom sprzyjała piękna pogoda. Zakopane i tatrzańskie szlaki znowu zaludniły się. Dla górali to okres znakomitego zarobku i – co ważniejsze – oznaka, że kryzys finansowy ich nie dotknie.
Od sobotniego poranka ulice Zakopanego wypełniły się przyjezdnymi, którzy ten długi listopadowy weekend postanowili spędzić na Podhalu. – W tak piękną pogodę aż szkoda było siedzieć w domu – mówi pani Joanna Simasz z Poznania, która zdecydowała się z rodziną długi weekend spędzić w górach.
– Chcemy przejechać się nową kolejką na Kasprowy Wierch. To jednak nie było łatwe. Od samego rana w Kuźnicach przy dolnej stacji kolejki na Kasprowy ustawiały się rzesze turystów. Średnio trzeba było odstać ponad 2 godziny.
Tłumy wędrowały też do Morskiego Oka, do Doliny Kościeliskiej, na Kalatówki czy na Halę Kondratową. Przy hotelu górskim na Kalatówkach w słońcu wylegiwały się całe rodziny. – Jest już trochę zimno, bo pewnie gdzieś ok. 4-5 stopni Celsjusza, ale w słoneczku bardzo przyjemnie. Naprawdę warto było wpaść do Zakopanego – uważa pan Jan z Krakowa, napotkany przy schronisku na Kondratowej.
Tłumy podczas listopadowego weekendu potwierdzają tylko to, co twierdzi Janusz Majcher, burmistrz Zakopanego. Jego zdaniem, nie jest źle z turystyką. – Tego lata nie było mniej turystów niż zwykle. A z tego, co słyszałem, pokoje na okres sylwestra i ferii zimowych są już w większości zarezerwowane – mówi Majcher.
Ł. Bobek, H. Kraczyńska