Stoi legalnie, lecz bez zgody sąsiadów. Sprawa od czterech lat krąży po sądach.
Nikt do nas nie przyjeżdża, bo kto chce wypoczywać w takim huku.
Wypoczynek przy dźwiękach pił tarczowych i wśród opadających wiór-tak mniej więcej wygląda pobyt w jednym z pensjonatów w Bustryku. Między dwoma domami wypoczynkowymi cztery lata temu wyrósł tartak. Właściciele pensjonatów załamują ręce, bo z roku na rok tracą gości, a właściciel tartaku nie zamierza zwijać interesu, gdyż jego przedsiębiorstwo stoi tu legalnie.
Maria Zalińska w Bustryku od lat wynajmuje pokoje. Niewykluczone, że niedługo przyjdzie jej zamknąć działalność gospodarczą. Wszystko przez pracujący w sąsiedztwie tartak. W domu słychać hałas pił oraz warkot traktorów. A wypoczywać w huku nikt nie chce.
- Jak tak dalej będzie, to już nikt do nas nie przyjedzie, bo kto z wypoczywających chce zasypiać przy skrzypiących piłach - skarży się. - Od rana do nocy hałas, a na dodatek w powietrzu unosi się pełno pyłu.
Państwo Zalińscy, gdy tylko dowiedzieli się, że w pobliżu ich domu ma stanąć tartak, zaprotestowali. Nie wierzyli też w zapewnienia, że ma on spełniać wymogi ekologiczne, zatem nie będzie kurzył, pylił itp. I nie pomylili się, bo rychło okazało się, że tartak został wybudowany niezgodnie z planem.
- Miały stanąć ekrany akustyczne i miały być posadzone nowe drzewa. A tu nie ma nic - załamuje ręce pani Maria. - Proszę zobaczyć.
Właściciel tartaku Józef Janik z Zębu nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Na tartak dostałem dotację unijną - mówi pan Józef. - Jeśliby w planach było coś nie tak, to nie tylko nie dostałbym dofinansowania, ale i nie byłoby zgody na budowę. A że sąsiadom się nie podoba, to chyba tylko z zazdrości, i nic więcej.
Po części pan Józef ma rację. Odbiór inwestycji przebiegł zgodnie z prawem, jest jednak małe „ale"... Powiatowy inspektorat nadzoru budowlanego ma zastrzeżenia co do użytkowania tartaku.
- Prowadziliśmy postępowanie w tej sprawie - mówi Jan Kęsek, PINB w Zakopanem. - Okazało się, że właściciel tartaku nie zamontował ekranów akustycznych, tak jak to było w planie, i nie posadził drzew. Nakazaliśmy szybką poprawę braków. Pan Janik odwołał się od tej decyzji i dopóki nie zapadnie wyrok sądu administracyjnego, nic nie jesteśmy w stanie zrobić.
Gdy wyrok sądu potwierdzi decyzję nadzoru, wtedy inspektorat będzie mógł właścicielowi tartaku wlepić karę pieniężną.
Maria Zalińska walczy o spokój na swojej posesji, gdyż żyje z turystów. Józef Janik nie może tartaku przenieść, bo przez 5 lat musi on stać w tym miejscu. Takie są wymogi otrzymania unijnej dotacji.
A spór potrwa tak długo, jak długo sprawę będą rozpatrywać sądy.
Łukasz Razowski