Na czas badań zamknięte zostały oddziały położniczy i neonatologiczny.
W szpitalu w Suchej Beskidzkiej stwierdzono zakażenie paciorkowcem. Bakterię wykryto u jednego noworodka. Trwają epidemiologiczne badania, które mają wskazać przyczynę i źródło zakażenia. Na ten czas zamknięto dwa oddziały - ginekologiczno-położniczy i neonatologiczny.
Dyrekcja szpitala zapewnia, że udało się uniknąć przeniesienia infekcji na inne niemowlęta i pacjentki. Wszystkie dzieci są zdrowe. Nic nie zagraża także kobietom. Przeprowadzono dezynfekcję oddziałów, pobrano wymazy od personelu, pacjentów i ich rodzin.
Od piątku w suskiej lecznicy wstrzymane są przyjęcia nowych pacjentek. Suszanki, które mają wyznaczony termin porodu w tym tygodniu, są odsyłane z kwitkiem. Muszą szukać pomocy w szpitalach w Nowym Targu i Żywcu. Najgorsze jest to, że wciąż nie wiadomo, kiedy porodówka zacznie przyjmowanie pacjentek.
- Może to już być w najbliższy czwartek, oczywiście, jeśli otrzymamy prawidłowe wyniki posiewów. Niewykluczone jednak, że wznowimy przyjęcia później.
Robimy to ze względu na bezpieczeństwo pacjentów - mówi Jacek Jawor, zastępca dyrektora szpitala w Suchej Beskidzkiej.
Pacjentki są zaniepokojone. - Każda chce rodzić najbliżej domu. Mam nadzieję, że lekarze szybko uporają się z problemem - mówi Marta, która termin porodu ma na 25 stycznia.
Lekarze w ubiegłym tygodniu zauważyli, że pępek u jednego z niemowląt źle się goi. Okazało się, że to paciorkowiec.
- Zdążyliśmy wcześniej wykryć bakterię, u pacjenta poza źle gojącym się pępkiem nie było żadnych objawów chorobowych. Dziecko zostało wypisane wraz z matką do domu bez objawów chorobowych - wyjaśnia dyrektor Jawor.
- To nie zbiorowe zakażenie. Sytuacja jest pod kontrolą - uspokaja Anna Armatys, rzecznik małopolskiego sanepidu.
Anna Górska