Produkcja na masową skalę szkodzi serkom. Górale twierdzą, że oscypki nie są podbarwiane.
Turyści skarżą się, że góralskie serki pachną... kawą i wyglądają podejrzanie. Takie sygnały doszły także do Jana Janczego, dyrektora Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu. Janczy przyznaje, że bacowie zamiast wędzić serki, barwią je i boi się, że z tego powodu oscypek może stracić unijny certyfikat.
Starosta tatrzański zamierza wystąpić o kontrolę stoisk. A górale spod Gubałówki tylko pukają się w czoła. Twierdzą, że kawą serków nie można zabarwić. Robią to... karmelem.
– Kupiłam w ubiegłym tygodniu na jednym ze stoisk pod Gubałówką kilka małych brązowych oscypków – opowiada pani Ewa z Krakowa, która zgłosiła sprawę w naszej redakcji. – Wyjęłam jeden z torebki i palce ugrzęzły mi w takiej brązowej podejrzanej mazi, a sam serek pachniał... kawą. W środku był niemal cały brązowy, jedynie trochę białego koloru świadczyło, że mam do czynienia z serem.
Barwienie kawą proponują nawet bacowie na niektórych bacówkach. – Chciałam ostatnio kupić oscypek, ale okazało się, że baca nie nadąża z ich puceniem, bo do Ameryki górale swoim rodzinom wywożą – opowiada góralka z Zakopanego. – Nie uwędził jeszcze, więc powiedział mi, żebym sobie sama w domu oscypki w kawie zamoczyła, to kolor będą miały taki sam, jakby były wędzone.
W dodatku – jak twierdzi Janczy – góralskie serki, które ostatnio widział nie są dobrze wygniecione. – W środku zbiera się serwatka i potem w upale to kiśnie – wyjaśnia hodowca. – Słyszałem od baców, że w jednym domu pod Nowym Targiem zerwali nawet w pokoju podłogę, i tam układają serki i nogami w „cholewiokach” po formach chodzą, żeby szybko wygnieść. Janczy obawia się, że tak produkowane serki mogą zaszkodzić unijnemu oscypkowi i redykołce, która za 2-3 miesiące też ma dostać certyfikat jakości UE. – Jeżdżą już w kraju kontrole z Unii, które mogą nam odebrać certyfikaty, gdy zastaną taką sytuację – mówi Janczy.
Handlujące pod Gubałówką góralki są oburzone takimi zarzutami.
– Nasze serki są dobre! – mówią. Na dowód dają nam do spróbowania wystawione na sprzedaż małe oscypki. Jednak żadna nie chce się nam przedstawić, choćby tylko z imienia.
– Jeżeli ktoś twierdzi, że kawą czy herbatą można zabarwić serek, to pojęcia nie ma o ich robieniu i głupoty plecie. Najpewniej z czystej ludzkiej zawiści – tłumaczy starsza gaździnka z targowiska pod Gubałówką. Handlujące obok góralki wtórują jej. – Nikt z nas tak na pewno nie robi! Bo się nie da – tłumaczą. – Owszem, jedne wędzimy, a drugie nie, bo wędzone są na wierzchu twarde i turystom nie bardzo smakują. Ale nie moczymy w kawie czy herbacie, tylko w karmelu, czyli w przypalanym cukrze. Są wtedy takie pulchne, a nasi klienci bardzo sobie je chwalą.
Handlujący zaprzeczają, jakoby produkcja serków szła już na masową skalę i psuła jakość.
– Sezon mamy płony (zły – przyp. red.). Wcale te serki tak znowu nie są rozchwytywane – mówią góralki.
Halina Kraczyńska
Robią na ilość
Jan Janczy, dyrektor RZHOiK w Nowym Targu:
Tak źle dzieje się z powodu wielkiego popytu na góralskie serki i braku jakiejkolwiek kontroli nad ich wytwarzaniem. Zła jakość serków dotyczy bowiem nie unijnych oscypków, ale ich podróbek wyrabianych z krowiego mleka. Z tego, co słyszę od baców, producenci tych krowich serków robią je na ilość, bo takie mają zapotrzebowanie. Niestety, taka produkcja odbija się na jakości.