Pod Giewontem władze miasta mają problem, który nie wiedzą, jak rozwiązać, a który kiedyś może doprowadzić do tragedii. Bezpańskie, wałęsające się po zakopiańskich ulicach watahy psów stają się coraz groźniejsze.
Głodne, zmarznięte zaczynają atakować ludzi.
– Na samej Jaszczurówce widziałem ponad dwadzieścia takich wałęsających się psów – przyznaje Wojciech Solik, wiceburmistrz Zakopanego. – To stado stało się groźne dla turystów schodzących z Tatr Doliną Olczyską. Często mamy od nich telefony, że psy ich zaatakowały. Z tego, co wiem, wszystkie te psy, o dziwo, mają właścicieli!
Jak dodaje jednak Wiesław Lenard, komendant zakopiańskiej Straży Miejskiej, na Podhalu, i to nie tylko we wsiach, ale również i w miastach – panuje zwyczaj, że wypuszcza się rano psa z domu lub podwórka i wpuszcza dopiero wieczorem. Przynajmniej wtedy nie trzeba zwierzaka karmić, bo biegając po okolicy, sam sobie coś do zjedzenia znajdzie.
Niestety, mimo upominania właścicieli błąkających się psów, sytuacja nie zmienia się.
– Owszem, gdy im zwrócimy uwagę, przyznają nam rację, obiecują, że nie wypuszczą już psa, a na drugi dzień zwierzak znowu biega – mówi burmistrz Solik. Takie groźne, atakujące ludzi psy są wszędzie w Zakopanem. Nawet w samym centrum. Niedawno straż miejską zaalarmowano, że gonią tam dwa agresywne psy – jeden pogryzł dziecko, a drugi warczy na wszystkich przechodniów.
Halina Kraczyńska