Zakopane. Franciszek Marduła nie żyje.
- Oho, pan Franciszek pracuje, pewnie nad swoimi nowymi skrzypkami - mówili jeszcze niedawno zakopiańczycy, gdy przechodząc lub przejeżdżając ulicą Kościeliską widzieli wieczorami światło w oknie jego pracowni...
Bo mimo że sławny lutnik spod Giewontu skończył w lipcu tego roku 98 lat, to nadal ciągnęło go do pracowni, do stolarki i oczywiście do skrzypiec.
To było jego życie.
– Teraz nasz Franciszek Marduła będzie skrzypce aniołom robił – mówią górale.
W miniony czwartek Zakopane, Podhale i Polska straciły jednego z najwybitniejszych lutników, który zdobywał medale i wyróżnienia na międzynarodowych konkursach, dzięki któremu Zakopane jest potęgą lutniczą w Europie.
– Wszyscy lutnicy liczący się w kraju, a nawet za granicą, pochodzą z Zakopanego. Większość z nich wykształcił właśnie Franciszek Marduła – podkreśla Jan Karpiel Bułecka, architekt i muzyk. – W pracowni mieszczącej się przy ulicy Kościeliskiej pobierali nauki lutnicy nie tylko z kraju, ale i z Belgii, Ameryki, z całego świata.
Zakopiańscy radni chcieli uhonorować pana Franciszka międzynarodowym konkursem lutniczym w Zakopanem, który by nosił jego imię.
Nie zdążyli.
Pierwszy festiwal ma się odbyć w 2009 roku.
Franciszek Marduła był nie tylko wielkim lutnikiem. Był też artystą stolarzem oraz wspaniałym pedagogiem, który wykształcił w Zasadniczej Szkole Drzewnej i Liceum Technik Plastycznych wiele pokoleń zakopiańczyków.
Pasjonował się sportem. Uprawiał go czynnie. Skakał na skoczniach, biegał i zjeżdżał na nartach. Był też trenerem narciarstwa oraz gimnastyki.
Nabożeństwo pogrzebowe zostanie odprawione dziś o godzinie 14.30 w starym kościółku przy ulicy Kościeliskiej.
Ciało Franciszka Marduły spocznie na zakopiańskim cmentarzu dla zasłużonych na Pęksowym Brzyzku.
Halina Kraczyńska