Sprawdziliśmy, jak Małopolanie przyjmują księdza. Większość wręcza kopertę duszpasterzowi.
Pani Maria: Jakbym nie przyjęła księdza, to bym się bała, że coś się stanie.
Jak parafianie małopolscy przyjmują księdza po kolędzie, czy dają ofiarę w białej kopercie i opowiadają o swoich problemach? Chcieliśmy to poczuć na własnej skórze.
Punktualnie o godz. 15 zjawiamy się przed drzwiami plebanii kościoła św. Szczepana przy ul. Sienkiewicza w Krakowie. Wita nas proboszcz Andrzej Waksmański w asyście ministranta Mateusza i lektora Rafała. - A wy wiecie, co to jest tak naprawdę kolęda? - przepytuje od progu plebanii. Bąkamy coś pod nosem. Ks. Andrzej się uśmiecha. - To wyjątkowy moment nawiedzenia przez Kościół kościoła domowego, wzajemne poznanie się duszpasterza i wiernych, to próba zaradzenia wszelkim biedom duchowym, a często materialnym - wylicza.
Podejrzewamy, że klepie wyuczoną regułkę. - No, a koperta z pieniędzmi? - rzucamy hardo. Uśmiecha się jeszcze szerzej.
- W ogóle mnie nie obchodzą kwestie materialne. Tu dostanę, tam oddam - macha ręką. Nie dowierzamy - No to co, ruszamy - zachęca ks. Andrzej. Mijamy ul. Józefitów, idziemy Królewską, wreszcie skręcamy w Konarskiego. Jego parafia liczy ok. 15 tys. wiernych. Codziennie razem z wikarymi odwiedza kilkadziesiąt rodzin. - Zazwyczaj po południu, kiedy wracają z pracy do domów - mówi.
Docieramy do kamienicy przy Konarskiego. Asystujący chłopcy wbiegają pierwsi do środka. - To nie pierwsza nasza kolęda - chwali się Mateusz.
- Raz ludzie otwierają z uśmiechem, raz mówią ze złością, że nie chcą księdza - dorzuca. Ksiądz Andrzej chodzi po kolędzie już od 46 lat. Niejedno widział i słyszał. - Ale po co rozpamiętywać jakieś nieprzyjemne sytuacje? Lepiej pamiętać o tych dobrych - nie daje się wciągnąć w rozmowę o sytuacjach, w których bał się o swoją skórę.
Ministranci pukają do drzwi państwa Pesztów. Czeka już na nich pani Maria i zaprasza do środka. Naszych reporterów również. Na księdza czeka stół przykryty białym obrusem, krzyż i zapalona świeca oraz talerzyk z wodą święconą i kropidłem. Odmawiamy „Ojcze nasz", ks. Andrzej błogosławi i święci mieszkańców i dom.
Wychodzimy na klatkę razem z ministrantami. - To chwila wyłącznie dla księdza i wiernych - tłumaczy ks. Andrzej.
O czym najczęściej rozmawia podczas odwiedzin? - Różnie. Ludzie chorzy mówią o chorobach, biedni skarżą się na niedostatek. Niektórzy się smucą, że ich synowie nie chodzą do kościoła, inni, że mają problemy z dziećmi w szkole - wylicza. Odwiedziny trwają ok. 10 minut. - I to wystarczy, by się bliżej poznać? - pytamy. - To wystarczająco dużo, by się zbliżyć - mówi.
Maria Pesztowa przyjmuje księdza od lat. - A od ponad 60 lat nie opuściłam pasterki. Jakby ksiądz nie przyszedł, bałabym się, że coś się stanie -dodaje.
Kolejne odwiedziny są podobne. W trzech klatkach trzypiętrowej kamienicy wizyty nie życzy sobie tylko jedna osoba.
- Wiele jest tu jednak mieszkań pustych - mówi ksiądz. Kolęda trwa ponad dwie godziny. W tym samym czasie czterech wikariuszy z parafii odwiedza inne domy. - To ile ksiądz zarobił? - rzucamy. - Możecie mi nie wierzyć, ale ludzi, których odwiedzam, bardziej interesują sprawy duchowe niż materialne - zapewnia.
Krzysztof Sakowski
Ile Małopolanie dają w kopercie?
W czasie kolędy nie ma obowiązku dawania księdzu pieniędzy.
- W Krakowie „ofiara" wynosi średnio 50 zł, ale trafiają się datki ponad 100 zł.
- Tarnowianie wkładają do koperty, wręczanej księżom po kolędzie, od 20 do 100 zł. Wszystko zależy od zamożności domowników. - Włożę w tym roku do koperty 50 zł - mówi Krystyna C. Do tego ma dodatkowe 10 zł dla ministrantów.
- Mieszkańcy Oświęcimia, Chrzanowa i Wadowic są raczej zgodni co do kwoty. Suma ta waha się od 30 do 60 zł.
- Większość górali wkłada do koperty po 100 zł. Do tego każdy daje ministrantom po 5-10 zł.