Wszystko zaczęło się na początku roku. To wtedy, kiedy pod Tatrami jeszcze był śnieg i było biało i czysto. Za to drogi były dziurawe trochę bardziej niż obecnie.
Miało to miejsce w Zakopanem, na Krupówkach i na Gubałówce, a więc na najbardziej zatłoczonych deptakach w kraju. Obecni byli ludzie w całej Polski, kamery, aparaty cyfrowe. Świadków tego jak poniósł koń na Gubałówce było wielu. Tego, co na skutek szczekającego psa wyrwał się fiakrowi, nawet udało się sfilmować, a obraz ten był zatrważający. W obu przypadkach bohaterem był koń, a winnym fiakier, czyli woźnica góralski.
I niby nic, gdyby nie czujna podhalańska policja nie złapała pijanych fiakrów w kondukcie weselnym. Czujność policji spowodowana była ponoć życzliwym donosem mieszkańców stolicy. Finał tego taki, że zaczęło o koniach ( ! ) na Podhalu być głośno.
Sprawa koni, które mogą okazać się niebezpieczne stała się niezwykle medialna. Afery z tymi miłymi, na wskroś polskimi, zwierzętami pozazdrościł też Kraków i okazało się, że i tam konie ponoszą i tratują biednych turystów.
Konna atmosfera grozy zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Kolejne wydarzenia nieco odmieniły opinię o koniach i po incydencie na drodze do Morskiego Oka i śmierci konia Jordka, okazało się że to tylko ofiary nieludzkich fiakrów.
To wydarzenie stało się apogeum roku konia w Polsce, a już na pewno na Podhalu. Stało się tak popularne, że głos zabrał nawet Związek Podhalan, Prezydent no i turyści. Potępieniom nie było końca, a okazało się że koń po prostu padł. Potem już nikt nie spytał fiakra, czy ma drugiego konia i czy po stracie Jordka, aby nie stracił - on i jego rodzina - środków do życia?
Wbrew jednak pozorom historia ta ma miły finał. Oto grupa uczniów z zakopiańskiego liceum zdołała uratować klacz Awersję. Okazało się jednak że na Podhalu kochamy konie. Ale o tym w Polsce już nie było tak głośno.
Tak więc mija kolejny rok, tym razem koniem naznaczony. Przyszły rok niesie nam wybory. Może więc zastąpią one sensację ze zwierzętami w roli głównej?
Chyba że na pierwszy plan wejdą... barany!
tlb