Epicentrum ruchów ziemi sejsmolodzy umiejscowili w Miętustwie.
W andrzejkowy wieczór, o godzinie 18.18 na Podhalu zatrzęsła się ziemia. Było to w 2004 roku. Wczoraj minęła piąta rocznica tego największego tąpnięcia na Podtatrzu. Sejsmografy w różnych częściach Polski i Europy zanotowały wtedy wstrząsy od 3 do 4,7 w skali Richtera.
Na Podhalu największe szkody powstały w gminie Czarny Dunajec.
Kościół parafialny do tej pory nosi ślady pęknięć na stropie. Ucierpiała również szkoła podstawowa na czarnodunajeckim rynku. Obecnie w zamkniętym budynku znajduje się przeszklona wyrwa w ścianie, którą zostawiono celowo do obserwacji po wydarzeniach z 30 listopada 2004 r.
Ucierpiała również szkoła w Cichem, w której siła żywiołu poprzekręcała ceglane kominy. Nastąpiła również awaria kanalizacji. Jak mówi Paweł Babeł z Urzędu Gminy w Czarnym Dunajcu, szkody zostały już dawno naprawione.
- W pierwszym momencie nie wiedziałam co się dzieje. Pomyślałam, że to piec olejowy i pobiegłam go wyłączyć - wspomina Stanisława Miętus z Miętustwa, gdzie trzęsienie ziemi wyrządziło największe szkody.
Sejsmolodzy na wzgórzu Domańska, umiejscowiali epicentrum ruchów ziemi.
- Myślałem, że samolot uderzył w ziemię. Taki huk był wielki. Przesunęło mi całą tokarkę w warsztacie, a to przecież półtorej tony - wtóruje mąż pani Stanisławy, Stanisław. - Człowiek czuł się zupełnie bezradny, nie było gdzie uciekać, nie było nawet czasu. Nigdy z czymś podobnym wcześniej się nie spotkałem.
Państwo Miętusowie co prawda czuli już wcześniej drgania na swojej ziemi, ale były słabe i niegroźne. Tym razem zamiast trzęsienia czy drgań był huk i domy we wsi zaczęły się kiwać jak domki z kart.
- Ściany były jak pajęczyna - wspomina pan Stanisław, pokazując popękane do dziś płytki i ślady na ścianach swojego domu, gdzie w wyrwy można było wsadzić rękę. - Chwała Bogu, że nie było drugiego takiego tąpnięcia, wtedy cała chałupa by się zawaliła.
Łukasz Razowski