Po 660 latach z Nowego Targu znikają zwierzęta. Gazdowie nie mają już gdzie kupić krów i świń.
Jarmark zwierzęcy w Nowym Targu umiera. Ekologom udało się skutecznie rozłożyć targowicę istniejącą przez ponad 660 lat. To najczęściej słyszane w ubiegły czwartek komentarze na osiedlu Bereki, gdzie odbywa, a raczej odbywał się do tej pory handel prosiakami, świniami, krowami, owcami oraz końmi.
Od kilku tygodni, po tym jak cała Polska zobaczyła film z ukrytej kamery nagrany przez działaczy krakowskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, prezentujący sposób transportu i niehumanitarnego traktowania zwierząt, nowotarska targowica omijana jest przez handlarzy żywcem szerokim łukiem. W ubiegły czwartek na targowicy gazdowie klęli na czym świat stoi. Pojawiło się jedynie dwóch sprzedawców prosiąt. O koniach, owcach oraz krowach można było zapomnieć.
– Jak ci ekolodzy mogą mówić, że są przeciwko masowemu tuczowi, a za ekologicznymi gospodarstwami?! – mówi gazda ze Starego Bystrego. – Przecież te całe ich akcje zabiły jedyne miejsce w okolicy, gdzie można było kupić właśnie jedno, dwa prosięta i je uchować ekologicznie.
Gazdowie z całego Podhala, a wraz z nimi handlarze, mają już własny scenariusz co do działań miłośników zwierząt. Jeden z handlarzy, który otrzymał już od policjantów mandat za to, że jego auto nie jest przystosowane do przewozu zwierząt, mówi o całej sytuacji wprost. – Przecież oto chodzi, aby sprowadzać żywność z Zachodu – mówi anonimowo. Inny, który do Nowego Targu przyjeżdża od kilkudziesięciu lat, jest podobnego zdania. – Lepiej przywieźć mrożone mięso z Niemiec i Danii, niż polskiemu rolnikowi dać coś uchować. Przecież te zwierzęta nie urodziły się do teatru, tylko po to, aby były pożywieniem człowieka – mówi rozgoryczony.
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Krakowie, które było – obok fundacji Viva – jednym z organizatorów akcji na nowotarskim jarmarku, wcale nie czuje się winne i odpowiedzialne za obecną sytuację na targowicy zwierzęcej. Wręcz przeciwnie. Dorota Dąbrowska, działaczka towarzystwa, uważa, że dopóki miejsce do sprzedaży zwierząt nie będzie spełniało przepisów, nie powinien na nim nikt handlować. Wniosek działaczy opieki nad zwierzętami trafił nie tylko do powiatowego lekarza weterynarii, ale też do nowotarskiej prokuratury.
– Chodziło nam głównie o to, żeby postawić zarzuty właścicielowi targowicy, bo to jedyny sposób, aby ukrócić działanie tej targowicy – mówi Dąbrowska. – Nie byliśmy zainteresowani, aby ścigać osoby, które tam targowały, bo to droga donikąd.
Józef Słowik