Dym i sadza mają utrudniać życie sąsiadom. Sprawa piekarni ciągnie się już od lata.
O piekarni na Kamieńcu w Zakopanem pisaliśmy latem ubiegłego roku. Jednak teraz, zimą – jak mówią mieszkańcy, sytuacja jest o wiele gorsza.
Na ostatniej sesji zakopiańskiej rady miasta radna Renata Szych złożyła w imieniu mieszkańców Kamieńca interpelację w tej sprawie. Uważa ona, że grożą im niebezpieczne dioksyny, wyjątkowo trująca substancja, która wywołuje u ludzi poważne choroby. Mieszkańcy sąsiadujący z piekarnią twierdzą, że najgorzej jest po godzinie 17, gdy piekarnia rusza i rozpoczyna wypiek na następny dzień.
– Wieczorem ludzie nie mogą otworzyć okna, bo taki jest dym. Jego zapach jest potworny! – mówiła na sesji radna Szych. – Ostatnio pogoda była niesprzyjająca, więc zadymienie było tak duże, że nawet ulicą nie można było przejść. Jedna z pań obudziła się w nocy i była przekonana, że pali się u niej w pokoju. Takie było zanieczyszczenie!
Nie tylko gęsty, czarny dym wydobywający się z kominów piekarni utrudnia życie jej sąsiadom, ale również olbrzymie ilości sadzy, która spada dosłownie wszędzie. Biały śnieg, mówią ludzie z Kamieńca, błyskawicznie robi się czarny.
– Należy domyślać się, że właściciele piekarni spalają różne substancje, które powodują zanieczyszczenie powietrza, osiadają na ziemi i kumulują się w wodzie oraz glebie – tłumaczyła radna Szych. Jej zdaniem w wyniku spalania mogą wytwarzać się dioksyny, które nie tylko, że są wyjątkowo trujące, to na dodatek nie rozkładają się, a ich działanie jest powolne.
Radna Szych zaapelowała do radnych o pomoc w rozwiązaniu sytuacji na Kamieńcu, a przede wszystkim o skontrolowanie działalności piekarni. Gdy problem wyszedł na światło dzienne, sąsiedzi piekarni twierdzili, że starali się rozmawiać z jej właścicielami. Według nich sprawa jest do rozwiązania, bo wystarczy, że kominy zostaną przedłużone o ok.2 metry i wzbogacone o specjalne filtry. Jednak właściciele mówili wówczas, że nie stać ich na tak drogą inwestycję, bo filtry kosztują ok. 200 tys. zł, a ich piekarnia nie jest aż tak dochodowa. Całą sytuację zaś tłumaczą trudnym sąsiedztwem.
– Jakoś nie przeszkadzamy innym, tylko tym paniom – mówi Maria Hulbój, właścicielka zakładu. – Spełniamy wszelkie wymagane normy. Palimy ekogroszkiem. Komin mamy czyszczony co miesiąc. Cała sprawa to po prostu ludzka złośliwość.
Halina Kraczyńska, (łb)