Trzeba czekać nawet od 6 do 8 miesięcy na interwencję.
Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Zakopanem narzeka na nadmiar pracy. Od samego początku powstania tej instytucji (od 1999 roku) nadzór budowlany ma setki zaległych spraw do załatwienia. Cały czas dochodzą nowe.
- Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego podejmuje działania z urzędu oraz na zgłoszony przez obywateli wniosek - wyjaśniał na wczorajszej sesji rady powiatu tatrzańskiego Jan Kęsek, inspektor nadzoru budowlanego. - Nasza sytuacja kadrowa jest taka, że obecnie w ogóle nie podejmujemy spraw z urzędu, tylko z wniosków.
A i na te trzeba długo czekać. Średnio jest to od 6 do 8 miesięcy od zgłoszenia. Nadzór budowlany reaguje błyskawicznie, tylko wtedy, gdy jest zagrożenie katastrofą budowlaną.
- Nie jesteśmy w stanie rozpatrzyć wszystkich spraw od razu. Brakuje nam po prostu ludzi - mówił Jan Kęsek.
Radni wypytywali, czy starania nadzoru o pozyskanie pieniędzy na dodatkowe etaty dały jakiekolwiek efekty.
- Od początku istnienia powiatowych nadzorów budowlanych sytuacja kadrowa poprawiła się. Na początku w 1999 r. z budżetu państwa przyszły pieniądze tylko na jeden etat - wspomina zakopiański inspektor. - Teraz mamy już 11 osób. Aby jednak rozwiązać wszelkie zaległe sprawy konieczne byłoby zatrudnienie dodatkowych 5-6 osób.
Winowajcą dużych zaległości nadzoru budowlanego jest także coraz bardziej skomplikowana biurokracja.
- Ludzie mają coraz więcej instancji odwoławczych - mówi Jan Kęsek.
Sprawy leżą także z powodów trudnej egzekucji zasądzonych przez nadzór kar. Dobrym przykładem jest tutaj słynna już samowola na Małym Żywczańskim.
- Chociaż zapadła decyzja o rozbiórce, znalazła się także firma gotowa to przeprowadzić, nie możemy jednak rozpocząć rozbiórki, bo nie mamy pieniędzy - mówi Jan Kęsek.
(łb)