Ministerstwo w sprawie "jagnięciny z Podhala".
Posiedzenie ministerialnej komisji rozpatrującej wnioski dotyczące produktów regionalnych już się odbyło. Tym samym resort sformułował stanowisko w sprawie sporu wokół wniosku Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz z siedzibą w Nowym Targu o zastrzeżenie nazwy "jagnięcina z Podhala" i protestu, jaki do tego wniosku złożyła Tatrzańsko-Beskidzka Spółdzielnia Producencka "Gazdowie" z Leśnicy.
Treści pisma co prawda nie można upublicznić, nim otrzymają je zainteresowane strony, jednak w wydziale oznaczeń geograficznych Ministerstwa Rolnictwa zapewniono nas, że lokalny spór o zasięg terytorialny "jagnięciny z Podhala" powinien się zakończyć porozumieniem, które umożliwi kontynuowanie rejestracji produktu regionalnego. Teraz wszystko w rękach autorów wniosku i tych, którzy złożyli protest.
Sporną sprawą, jak doszły nas słuchy, ma się zająć także Związek Podhalan na posiedzeniu Zarządu Głównego, planowanym w najbliższą niedzielę w Ludźmierzu.
Przypomnijmy, że wnioskowi o zastrzeżenie nazwy "jagnięcina z Podhala" Regionalny Związek nadał formalny bieg jeszcze w lipcu. Z końcem sierpnia Spółdzielnia Producencka złożyła swój protest. Terytorium uprawnionym do używania nazwy "jagnięcina z Podhala" według wniosku Regionalnego Związku miały być dwa powiaty: tatrzański i nowotarski.
Tymczasem prezes Spółdzielni "Gazdowie", Kazimierz Furczoń, postanowił się upomnieć o interesy hodowców owiec także z rejonów Żywca, Cieszyna, Sądecczyzny, Limanowskiego, uznając, że w uzyskaniu statusu produktu regionalnego dla jagnięciny trzeba pomóc wszystkim hodowcom z obszarów, gdzie występuje owca górska. Na dobrą sprawę, jego zdaniem, z racji historycznych, można by za terytorium uprawnione do używania nazwy uznać całe Karpaty, czyli dziś terytorium siedmiu państw. Znany hodowca obawia się, że zawężenie geograficzne do Podhala może spowodować, iż "jagnięcina z Podhala" rzeczywiście pojawi się w sklepach, ale będzie jej mało, czyli będzie droga, a wielu hodowców zostanie "poza nawiasem". Podkreśla, że razem ze Spółdzielnią "Gazdowie" (skupiającą na razie 10 hodowców, ale rozwojową), zastrzeżenie do wniosku Regionalnego Związku składały Żywiec i Cieszyn.
Dyrektor biura RZHOiK, Jan Janczy, tłumaczy natomiast, że związek wystąpił z wnioskiem w imieniu 90 procent hodowców owiec, a - pilotując sprawy dopłat - ewidencję miał raczej pełną. Poza tym wniosek był przygotowywany zanim jeszcze w Leśnicy powstała Spółdzielnia. Wzorem krajów bardziej zaawansowanych w rejestrowaniu produktów regionalnych, np. Francji, stoi jednak na stanowisku, że produkt powinien być identyfikowany z regionem i nic nie stoi na przeszkodzie, by na Żywiecczyźnie starano się o zarejestrowanie "jagnięciny beskidzkiej". A dla śladowej ilości stad nie ma sensu poszerzać zasięgu terytorialnego. Z wnioskiem obejmującym obszar kilku krajów jeszcze się nie spotkał, a owce podobne do naszych mają w Karpatach tylko Rumuni. Byłby wszakże skłonny rozmawiać o takim rozszerzeniu zasięgu terytorialnego jagnięcina z Podhala", jak w przypadku "bryndzy podhalańskiej".
Znając pogląd dyrektora Janczego, prezes Furczoń jest jednak przekonany, że z terenu, gdzie występuje owca górska od "cakla" (rasa rozpowszechniona w latach 1950-60), nie ma sensu wysyłać do Brukseli drugiego wniosku, bo zostanie odrzucony.
Po stanowisku ministerialnej komisji wygląda na to, że obie strony będą musiały wypracować jakieś porozumienie. Im szybciej, tym lepiej.
(ASZ)