"Czarna Owca" kontra komornik.
Komornik, który po raz kolejny zjawił się przed zabytkową "Czarną Owcą" na ul. Kościeliskiej, nie mógł wykonać sądowego wyroku. A to za sprawą nieobecności Joanny Bystrowskiej, do której należy drewniany obiekt. Dom stoi na terenie, który nabył od poprzedniego właściciela zakopiański inwestor Marek Furman.
W środę pod "Czarną Owcą" po raz kolejny zjawił się komornik Waldemar Hosiawa, by w asyście policji i z pomocą geodety wprowadzić inwestora na należny mu teren. Powitała go grupa ze Stowarzyszenia Obrony Praw Obywatelskich Powiatu Tatrzańskiego. - Nie wyrzucajcie na bruk samotnej kobiety z trójką dzieci! Niech pan nas broni, panie komorniku! - apelowała Maria Gruszka, prezes SOPOPT. Nie było jednak samej zainteresowanej. W jej imieniu głos zabierała matka. - Pan uczestniczy w rabunku. Bo to jest rabunek. Obiekt zabytkowy. Myśmy go postawili, mając obiecany pierwokup terenu.
Słowa te zdenerwowały komornika, jak i inwestora, który nie może skorzystać z zakupionego terenu. Maria Gruszka tłumaczyła nieobecność Joanny Bystrowskiej nagłym załamaniem nerwowym i pobytem w szpitalu. - To jest teatr. Czy pani Bystrowska, gdy w 2005 roku uprawomocnił się wyrok nakazujący wydanie terenu starała się o lokal socjalny dla siebie? Czemu, skoro żąda ode mnie wyjaśnień, nie odbiera pism, jakie do niej wysyłam? Proszę nie mówić o rabunku i liczyć się ze słowami. Pani Joanna może sobie zabrać obiekt i postawić na dowolnej działce. Niczego jej nie zabieramy - tłumaczył Waldemar Hosiawa. Marek Furman przypomniał, że oferował pomoc mieszkańcom "Czarnej Owcy" w przeniesieniu obiektu. - Ale ta pani chce pięć milionów za opuszczenie działki - skwitował.
(RAV)