Były miody w kilkunastu rodzajach - z wrzosów, mniszka czy malin.
Targi i degustacje miodów oraz wybory Królowej Miodu to tylko niektóre atrakcje niedzielnego VI Dnia Misia i Bartników w Poroninie. Przez cały dzień górale i turyści mogli posmakować i kupić miody w kilkunastu smakach. A miód - jak mówią górale - od wieków używany był na Podhalu jako dodatek do dań, lekarstwo i oczywiście składnik legendarnych nalewek. Podobno też złocisty napój dodaje mężczyznom... wigoru
Na Poroniańskie Święto Misia i Bartników zjechali pszczelarze z całej Małopolski i łakomczuchy z całej Polski. Wybór miodów był wszelaki, nawet tych pitnych. Na stoiskach były np. świeczki z prawdziwego pszczelego wosku oraz leczący wszystko propolis a nawet pszczele matki. Można więc było właśnie w niedzielę rozpocząć swoją własną przygodę z ulami choć nie polecamy tego mieszkańcom miast, bo pszczoły jak się okazuje żądlą wszystkich bez wyjątku.
- Tych owadów nigdy się nie oswoi - mówi pan Maciej, bartnik z Podszkla. - Ze zwierzętami można się zaprzyjaźnić, z pszczołami już niestety nie. W czasie pracy przy ulu normalną rzeczą jest, że kilka razy zostaniemy ukąszeni. No i trzeba pamiętać, że owady mają charakter. Znam sytuacje, gdy krzyżówka królowej matki z trutniem dawała wyjątkowo złośliwe odmiany. I wtedy nie ma wyjścia i rój trzeba zlikwidować.
Podczas Dnia Misia i Bartników pszczelarze prezentowali swoje wyroby. Były miody w kilkunastu rodzajach - z wrzosów, mniszka czy malin (każdy z nich pomaga na co innego).
- Dobry miód powinien mieć swój niepowtarzalny smak - mówi Andrzej Martyniak, turysta z Krakowa. - Dlatego lubię leśne miody, są dość ostre. Najlepiej jest je jeść na białym serze, choć są i tacy, którzy np. zamiast cukru miód używają do słodzenia kawy czy herbaty. Tak jest na pewno zdrowiej.
Podczas Poroniańskiego Święto Misia i Bartników wybrano również królową miodu.
(bol)