Polscy flisacy z pomocą Słowakom.
Dzięki błyskawicznej interwencji polskich flisaków nie doszło na Dunajcu do tragedii. Gdy przepełniona pasażerami słowacka łódź utknęła na kamieniach i zaczęła nabierać wody, z pomocą pospieszyli flisacy z przystani w Sromowcach Kątach. Dzięki nim turyści zostali przewiezieni na polską stronę.
Polscy flisacy mówią wprost, że słowaccy przewoźnicy zabierają na łodzie zbyt wielu turystów. - Myśleliśmy, że wyciągną z tego groźnie wyglądającego incydentu wnioski, ale kilka godzin później znowu po Dunajcu pływały przepełnione łodzie - komentuje prezes Polskiego Stowarzyszenia Flisaków Pienińskich Jan Sienkiewicz.
O niebezpiecznym zdarzeniu na Dunajcu flisacy mówią "przypadek" - ale dodają, że przeładowane łodzie słowackich przewoźników są na porządku dziennym, więc do takiej (albo jeszcze groźniejszej) sytuacji może dojść w każdej chwili.
- Na łodzi, która utknęła na kamieniach, było 19 osób, my, pływając na takich samych łodziach, zabieramy maksymalnie 12 dorosłych pasażerów - mówi prezes Sienkiewicz. - Ale nawet ta liczba osób na łodzi nie jest tak niebezpieczna, jak brak przygotowania tamtejszych flisaków. Oni są zupełnymi laikami, bo co tu mówić o przygotowaniu, jeśli flisak, który płynie łodzią, z wyglądu ma 13-14 lat...
Jan Sienkiewicz obserwował zdarzenie z polskiego brzegu. Widząc, że łódź utknęła na kamieniach i mając na uwadze nikłe doświadczenie tamtejszych flisaków, natychmiast wraz z trójką kolegów wypłynął na Dunajec. Pierwszym uczuciem - jak wspomina - było przerażenie, gdy zobaczył aż 19 pasażerów.
- Osiem osób od razu wzięliśmy na łódź - relacjonuje prezes. - Dopłynęliśmy do polskiego brzegu, bo nasza przystań była akurat na wysokości zdarzenia, potem podpłynęliśmy drugi raz. Kiedy zabieraliśmy ostatnią osobę, słowacka łódź była już całkowicie zalana. Wyglądało to bardzo groźnie. Zaraz po dotarciu do przystani powiadomiliśmy Straż Graniczną, bo przecież nielegalnie przewieźliśmy turystów na polską stronę. Funkcjonariusze przyjechali, spisali Słowaków, po czym wspólnie odwieźliśmy ich na granicę. Tam przejęła ich słowacka Straż Graniczna i policja.
Prezes Jan Sienkiewicz pytał Słowaków, dlaczego zabierają na łodzie więcej turystów, niż nakazuje rozsądek i zasady bezpieczeństwa; na to pytanie nie potrafili odpowiedzieć...
- Po stronie słowackiej działa około 9-12 przystani, każdą z nich obsługuje inny przewoźnik, organizujący spływy Dunajcem na własną rękę. W przypadku takich incydentów nawet nie wiadomo, do kogo się odwoływać - komentuje Sienkiewicz. - Po tym zdarzeniu byliśmy święcie przekonani, że Słowacy więcej nie będą pływali przepełnionymi łodziami. Myliliśmy się jednak: kilka godzin później na Dunajcu pojawiły się znowu łodzie z pasażerami ponad stan.
Dla polskich flisaków bezpieczeństwo to priorytet, bardzo rygorystycznie przestrzegane są wszelkie przepisy z tym związane: zabieranie określonej liczby pasażerów, wykształcenie i wyszkolenie flisaków, wyposażenie łodzi w środki ratunkowe. Te ostatnie, jak przyznaje prezes, do tej pory nie były używane, bo nie istniała taka potrzeba. Ponadto turyści - na swoje życzenie - otrzymują kapoki. (TEZ)