Falsztyn: zderzenie autokarów.
Wczoraj tuż przed godziną ósmą na bardzo ostrym zakręcie w Falsztynie doszło do groźnego wypadku. Ze względu na ilość ofiar zakwalifikowany został przez policję jako katastrofa w ruchu lądowym. Poszkodowanych zostało bowiem aż 75 osób.
Prawie połowa trafiła do szpitali: nowotarskiego i zakopiańskiego. Liczba rannych była tak duża, że karetkom pogotowia odwozić ich do szpitali pomagali strażacy. To także dzięki nim w zaledwie kilkadziesiąt minut wszyscy ranni byli już opatrywani przez specjalistów. Przyczyny wypadku wciąż bada nowotarska policja.
- Zgłoszenie o wypadku otrzymaliśmy o godzinie 7.45 - mówi nadkomisarz Roman Kościelniak, zastępca naczelnika sekcji ruchu drogowego w Komendzie Powiatowej Policji w Nowym Targu. Wyjaśnia, że 75 osób z pewnej firmy z Olecka w powiecie gołdapskim dwoma autokarami jechało na weekendowy wyjazd integracyjny do Orlego Gniazda w Sromowcach Wyżnych. Jedna z osób z listy wycieczkowiczów z niewiadomych przyczyn zrezygnowała zaledwie kilkadziesiąt minut przed katastrofą z odpoczynku w okolicach Jeziora Czorsztyńskiego i wysiadła z autobusu w Krakowie. Jak się okazało, miała spore szczęście. Gdy wycieczka dojeżdżała już prawie do celu, w odległości zaledwie kilku kilometrów wydarzyła się tragedia. W Falsztynie na bardzo ostrym i trudnym zakręcie z ograniczeniem prędkości do 30 km na godzinę, wiodącym na dodatek w dół zbocza, nagle jeden z autobusów, jadący z tyłu, zaczął hamować. Niestety, nie zdążył na krótkim odcinku jezdni.
- Uderzył mocno w ten jadący na przedzie, który od razu przewrócił się na lewy bok, a sam zjechał około 3 metry w dół zbocza, po drodze uderzając w stojący na poboczu dostawczy samochód marki Lublin - wyjaśnia nadkomisarz Roman Kościelniak.
Na szczęście auto było puste. Naczelnik podkreśla, że wszystko stało się tak szybko, iż tuż po wypadku żaden z pasażerów nie był w stanie udzielić na jego temat żadnej konkretnej informacji. W akcji udział wzięły trzy radiowozy policyjne oraz 8 policjantów z ruchu drogowego.
Choć jako pierwsza o kraksie została powiadomiona policja, to jednak na miejscu wypadku jako pierwsi pojawili się strażacy z OSP Falsztyn. Wkrótce potem z pobliskich miejscowości: Frydman, Dębno i Niedzica.
- W sumie w akcji udział wzięło ok. 30 strażaków z 8 zastępów: 4 OSP i 4 JRG - wyjaśnia kpt. Piotr Krygowski, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej z Nowego Targu. Dodaje, że zaraz po przyjeździe jeden z samochodów strażackich odwiózł 7 lżej poszkodowanych osób z obtarciami i potłuczeniami do szpitala w Nowym Targu. To właśnie dzięki ich sprawnej akcji w pół godziny po wypadku wszyscy poszkodowani, w sumie 27 rannych, byli już opatrywani przez służby medyczne.
Sprawę wczorajszej katastrofy drogowej prowadzi Komenda Powiatowa Policji w Nowym Targu. I choć nie została jeszcze ustalona jej przyczyna, to jednak - jak w rozmowie z "Dziennikiem Polskim" podkreślał wczoraj nadkomisarz Roman Kościelniak - nie ulega wątpliwości, że kierowca jadący z tyłu nie zachował należnej odległości, szczególnie ważnej w tak trudnym terenie o dużym spadku jezdni i z wyjątkowo ostrymi zakrętami. - Autobusy jechały zbyt blisko siebie oraz na pewno ze zbyt dużą prędkością - mówi nadkomisarz Roman Kościelniak. Wyjaśnia, że dlatego temu jadącemu z tyłu zabrakło niejako odpowiedniej długości drogi do hamowania.
Wczorajsza akcja usuwania pojazdów trwała kilka godzin. W tym czasie zamknięto ruch na odcinku kilku kilometrów. - Dopiero co udało się usunąć auta - mówił wczoraj ok. godziny 14.30 nadkomisarz Roman Kościelniak. - Autokar sprawca został zholowany na stację diagnostyczną przy zajezdni PKS w Nowym Targu. Tam jeszcze raz zostanie dokładnie przebadany. Biegły miał wiele wątpliwości zarówno ogólnych, jak i co do stanu technicznego pojazdu.
W parę godzin po wypadku część osób została wypisana ze szpitali i odwieziona do ośrodka wypoczynkowego w Sromowach Wyżnych. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, większość z nich najchętniej wróciłaby od razu do domów... (BES)
***
Osiemnaście najciężej (jak wynikało z pierwszych oględzin) rannych w Falsztynie osób karetki przywiozły do szpitala w Nowym Targu. Jak informuje zastępca dyrektora ds. medycznych, dr Krzysztof Sudoł, 9 osób z tej grupy trafiło na oddział urazowo-ortopedyczny - głównie z ranami tłuczonymi i ciętymi. Było kilka wstrząśnień mózgu - te przypadki zostały poddane obserwacji. Jedna z kobiet doznała złamania miednicy. Poszkodowani byli w wieku 30-40 lat. Kolejnych 9 osób zostało na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym - po opatrzeniu i obserwacji prawdopodobnie będą one mogły wyjść do domu. Nie zaszła potrzeba wykonywania żadnej pilnej operacji, choć być może osoba ze złamaną żuchwą zostanie przewieziona do specjalistycznej placówki.
Do szpitala zakopiańskiego przywieziono 9 osób. Z tej grupki 4 - po udzieleniu im pomocy i opatrzeniu w oddziale ratunkowym - można było odesłać do domu. Z pozostałej piątki jedna osoba trafiła na chirurgie ogólną, a 4 poszkodowanych na oddział urazowo-ortopedyczny. Obrażenia hospitalizowanych w Zakopanem były podobne jak przyjmowanych w Nowym Targu: wstrząśnienia mózgu, urazy kończyn, rana szarpana grzbietu, u jednej kobiety złamanie miednicy. Jak mówi zastępca dyrektora SP ZOZ w Zakopanem ds. medycznych, dr Sylweriusz Kosiński, na szczęście stan wszystkich poszkodowanych w wypadku był stabilny. Nie zaszła potrzeba wykonania żadnej pilnej operacji, na razie trwają specjalistyczne konsultacje: laryngologiczne i okulistyczne. Jeśli będą ku temu wskazania - zostaną przeprowadzone jeszcze badania tomograficzne.
Dr Kosiński dodaje, że kwalifikacja poszkodowanych na miejscu wypadku była szybka i trafna. W pogotowiu czekał już śmigłowiec TOPR, lecz nie zaszła konieczność transportowania kogokolwiek do Krakowa.
(ASZ)