W szkole w Gliczarowie konflikt nie ustaje.
O konflikcie w szkole w Gliczarowie Górnym pisaliśmy już kilka razy. Niestety, rodzice tamtejszych dzieci, choć te teraz mają wakacje, nie odpuszczają.
Napisali do wójta gminy Biały Dunajec z prośbą o odwołanie dyrektorki, swoją sprawę i całą listę zarzutów pod jej adresem przedstawili też na ostatniej sesji rady gminy, zorganizowali również kolejne spotkanie w szkole z przedstawicielami kuratorium, władz gminy, panią dyrektor i nauczycielami. - Czy jest w porządku, by 10-letnie dziecko miało trzy lekcje matematyki pod rząd? - pytała jedna z matek podczas spotkania w szkole.
- Dlaczego mówi się, że nasze dzieci są bez ambicji? - dopytywał inny rodzic. - Dlaczego uczniowie z szóstej klasy przez pół roku nie pisali wypracowań? - indagowali rodzice.
Ale zarzutów było znacznie więcej.
Rodzice przede wszystkim zarzucają jej, że nie odbywały się lekcje m.in. z matematyki (której ona uczy), że pani dyrektor źle odnosi się do rodziców (jedna z matek twierdziła, że została nazwana przez nią alkoholiczką, czemu pani dyrektor zaprzecza).
Dyrektorka twierdzi, że od samego początku była w szkole źle przyjęta, że na każdym kroku spotykała się z utrudnieniami. - To nagonka na mnie - mówi Danuta Książkiewicz-Tylka, dyrektor szkoły w Gliczarowie. Twierdzi, że konflikt zaczął się dopiero w kwietniu, gdy wyniknął problem kto będzie uczyć w zerówce i że czterech nauczycieli podburza rodziców przeciwko niej. W obronie pani dyrektor stanęło 10 (z 14 uczących) nauczycieli. - 10 osób potrafi się dogadać a cztery nie. Jeżeli pani dyrektor byłaby zła, to i my nie dogadalibyśmy się z nią - podkreśla dziesiątka nauczycieli. Ci czterej nauczyciele przyznają, że cały konflikt zaczął się od zerówki, ale mówią, że chcieli się spotkać i spokojnie omówić problem. Dyrektorka jednak nie chciała. - A co do podburzania rodziców, to nie mamy takiej władzy, by 50 osób, które podpisały się pod pismem o odwołanie pani dyrektor, nastawić przeciwko niej - dodają nauczyciele.
(hak)