E-mail Hasło
» Załóż konto
» Zapomniałem hasła
Nowiny
 Przegląd prasy i nowin
   Zakopane
   Tatry
   Podhale
   Kultura
   Narty
Felietony
Opowiadania
Multimedia
Gastronomia
Fotoreportaże
Dziennikarze PPWSZ
Kalendarz imprez
Pogoda/kamery
Ogłoszenia
Forum dyskusyjne
Redakcja
 Reklama
Zakopane, Tatry, Podhale
E-mail
Hasło
» Załóż konto
» Zapomniałem hasła
Zakopane
 nawigacja:  Z-ne.pl » Portal Zakopiański

Podhale
Jędrzej z Zębu
 dodano: 29 Czerwca 2007    (źródło: Dziennik Polski - www.dziennik.krakow.pl - 2007/06/29)
Jadwiga Plucińska na ulubionym przez ojca szlaku przez Tatarski Wierch (Fot. Ryszard M. Remiszewski)

Wędrówki niecodzienne.

Andrzej Pluciński, czyli "Jędrzej z Zębu" - towarzysz wędrówki Hanny Pieńkowskiej i Tadeusza Staicha z "Drogami skalnej ziemi" - człowiek nader skromny, wychowawca kilku pokoleń zębian, przez całe życie nie doczekał się żadnej formy uznania.


Jedynie na tablicy nagrobnej przeczytać można, że "swym światłym umysłem i gorącym sercem służył ofiarnie przez 30 lat mieszkańcom tutejszej wsi".

Urodził się w 1907 r. w Jurgowie na Spiszu. Jego ojciec był kościelnym, prowadził sklep i karczmę, umiał czytać i pisać. Na zarobek chodził do Pesztu i przebywał nawet przez czas jakiś w Ameryce. Matką była Anna z Chowańców od Cułego Kałafutowa. Jędrzej miał trójkę starszego rodzeństwa: Weronikę, Jana i Annę oraz przyrodnią siostrę Marię. Po szkółce parafialnej w wieku 10 lat oddany został na nauki do kolegium ojców pijarów w Podolińcu. Językiem wykładowym był tam węgierski - znajomość tego języka przydała się Plucińskiemu podczas II wojny, gdy został internowany na Węgrzech.

Z Podolińca, który w 1919 r. znalazł się za granicą, przeniósł się do Nowego Targu, gdzie skończył gimnazjum. Naukę kontynuował w seminarium nauczycielskim w Sosnowcu. Po dyplomie, uzyskanym w 1926 r., na pierwszą posadę nauczycielską trafił do Ponic koło Rabki, a następnie do Poronina. W Krakowie skończył szkołę podchorążych rezerwy i był członkiem Drużyn Strzeleckich.

Na konferencjach nauczycielskich poznał swoją przyszłą żonę Zofię Marko - już jako małżeństwo dostali w 1933 r. pracę w szkole powszechnej w Zębie, wsi wówczas bardzo biednej. Tak rozpoczęła się ich ponad 30-letnia praca dla miejscowej ludności. - Ojciec bardzo dobrze się przyjął, wrósł w miejscową społeczność i od początku swojego bytowania w Zębie ogromnie dużo włożył pracy społecznej - wspomina córka, Jadwiga Plucińska.

Współpracował ze strażą pożarną, dzięki jego staraniom doprowadzono prąd do wsi, zbudowano wodociągi, zradiofonizowano wieś, wzniesiono nową, stylową szkołę i otwarto urząd pocztowy na tzw. krzyżówce w domu u Jackuli, w którym wcześniej był sklepik. Nie doczekał się jedynie doprowadzenia drogi do Zębu i urządzenia przystanku autobusowego, o które przez długie lata czynił starania. Przy straży pożarnej założył wiejski teatrzyk. Szkoła stała się dla mieszkańców jakby centrum kulturalnym. - Schodzili się do niej nawet starzy ludzie, często nie umiejący czytać i pisać. Ojciec i matka czytali im na głos Sienkiewicza, Reymonta, a chłopi siedzieli pod ścianami na podłodze - tylu było chętnych do słuchania - mówi pani Jadwiga.

W sierpniu 1939 r. Pluciński został zmobilizowany i jako oficer trafił do 1. Pułku Strzelców Podhalańskich w Nowym Sączu. - Pożegnał młodą żonę i poszedł; w ostatnim momencie zawrócił i wziął z sobą słownik węgiersko-polski. Mama się zdziwiła, po co mu taki słownik, ale ojciec stwierdził, że nigdy nic nie wiadomo - wspomina córka. - O ojcu nie było najmniejszej wiadomości poza tą, że ktoś go widział zastrzelonego, leżącego w rowie. Tymczasem po jednej z ostatnich bitew oddział ojca został rozbity, a żołnierze mieli do wyboru: albo trafić w ręce Rosjan, którzy nadciągali ze wschodu, albo Niemców. Wybrali trzecią drogę, przedostali się przez granicę na Węgry.

Oddział rozbrojono, żołnierze trafili do obozu internowanych. Andrzej Pluciński, ze względu na znajomość języka węgierskiego, stał się opiekunem polskich grup w obozach Györ, Érsekujvár (dziś Nowe Zamki na Słowacji), Esztergom i Tata - wtedy też przydał mu się zabrany z domu słownik. Gdy zaproponowano mu przejście do obozu dla oficerów, gdzie panowały lepsze warunki, odmówił i pozostał ze swoimi żołnierzami.

Po jakimś czasie Niemcy ogłosili, że będą organizowane transporty internowanych do Polski. - Ojciec podejrzewał podstęp i nie zgłosił się do pierwszego transportu. Gdy jednak dostał wiadomość z kraju, że jego kolega dotarł do domu, zgłosił chęć wyjazdu następnym transportem - mówi Jadwiga Plucińska. Niemcy w zaplombowanych wagonach wywieźli jednak oficerów do oflagu w Murnau w Bawarii. - Ojciec pochodził z Jurgowa na Spiszu, a wtedy Spisz był w strefie okupacyjnej słowackiej. Rodzina ojca, głównie babcia, rozpoczęła starania o zwolnienie syna z obozu - wyjaśnia pani Jadwiga. - Tak też się stało. Ojciec został zwolniony pod warunkiem, że będzie mieszkał w Jurgowie. W drodze powrotnej do domu został uznany przez Słowaków za element niepewny i był więziony dwa tygodnie w Bratysławie. Wspominał, że nie obozy na Węgrzech i jeniecki w Murnau, ale słowackie więzienie było najgorsze...

Z Bratysławy wrócił na Spisz i zaraz starym kurierskim szlakiem przedostał się przez Białkę do Zębu. Natychmiast włączył się w pracę konspiracyjną, zorganizował placówkę AK, współpracował z oddziałami partyzanckimi, prowadził nasłuchy radiowe i kolportaż prasy podziemnej. Co jakiś czas przekraczał granicę ze Spiszem, okupowanym przez Słowaków, pokazywał się w Jurgowie, a tymczasem na Podhalu był poszukiwany przez gestapo, kolportowano nawet jego fotografię.

Po wojnie wrócił na stanowisko kierownika szkoły w Zębie i wraz z żoną podjął pracę nauczycielską. - Mama prowadziła dodatkowo szkolenie medyczne, była w pewnym sensie pielęgniarką i sanitariuszką, bo wówczas pierwszej pomocy udzielano w szkole - wspomina pani Jadwiga. Taka pomoc była niezbędna, najbliższy szpital mieścił się w Zakopanem, do którego chory wędrował 5 km przez Gubałówkę.

Andrzej Pluciński zmarł 6 grudnia 1963 r. Spoczywa na cmentarzu w Zębie. Córka darzy Węgry wielką miłością. - Tata wszczepił we mnie niesamowitą miłość do tego kraju. Poduczyłam się języka, troszkę pracowałam w bibliotece Katedry Filologii Węgierskiej UJ, co roku wyjeżdżam na Węgry - mówi.

- Także po ojcu wielkim sercem darzę Spisz. Podhale zawsze jest bardzo dumne, a Spisz taki ciepły i serdeczny. Ilekroć przyjeżdżałam do Jurgowa, moje cudowne ciotki otaczały mnie przeogromną miłością i opieką. Podhale kocham, ale Spisz na pewno mocniej - powiedziała na koniec rozmowy - i zanuciła: "Jurgów nasz Jurgów, to piękne miasteczko, a pośród Jurgowa wychodzi słoneczko, tam moja rodzina, tam moje serdecko".

RYSZARD M. REMISZEWSKI











«« Powrót do listy wiadomości


 Zapisz w schowku     Drukuj       Zgłoś błąd    1264





Jeżeli znalazłeś/aś błąd, nieaktualną informację lub posiadasz materiały (teksty, zdjęcia, nagrania...), które mogą rozszerzyć zawartość tej strony i możesz je udostępnić - KLIKNIJ TU »»

ZAKOPIAŃSKI PORTAL INTERNETOWY Copyright © MATinternet s.c. - ZAKOPANE 1999-2024