Jeżdżą jak chcą. Zatrzymują się byle gdzie nie zważając na zakazy czy zakręty.
Długi weekend w Zakopanem tradycyjnie już oznaczał najazd turystów. Wraz ze zwiększoną ilością ludzi w mieście odczuwalne zaczęły być problemy komunikacyjne. Turystów na przystankach było dużo, a przewoźników mało.
- Stoimy i czekamy na jakiś transport już 20 minut. Tymczasem przejechało obok nas kilka busów, ale każdy był wypchany po brzegi. Ludzie gnietli się w środku jak sardynki w puszce - narzeka grupa turystów z Wrocławia, próbujących dojechać z Pardałówki do centrum miasta. Tutaj swoją okazję zwęszyli przewoźnicy bez licencji. Jak można było zauważyć, po zakopiańskich ulicach krążyły busy niemal zupełnie nieoznakowane. Majówkowi kierowcy nie zwracali uwagi na nic, byle tylko zarobić. - Zatrzymują się gdzie chcą - denerwuje się pan Andrzej z Olczy. - Czy to przystanek czy nie, czy zakręt czy nawet poprzeczna ulica. To dla nich nie ma znaczenia. Byle tylko złapać turystów. Tymczasem zapowiadanych jakiś czas temu wzmożonych kontroli przewoźników w majowy weekend nie było widać. Inspekcja Transportu Drogowego, która miała być dodatkową bronią do walki z nielegalnymi przewoźnikami, w tym czasie pod Giewontem nie pracowała. - Dyżur w Zakopanem inspektorzy mieli w poniedziałek. Kolejny będzie w tym tygodniu - zapowiada Michał Pierzchała, naczelnik wydziału inspekcji Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Krakowie. W tym czasie inspektorzy z placówki w Nowym Targu zajmowali się kontrolą zakazu poruszania się po drogach krajowych dla samochodów ciężarowych w dni świąteczne. - Niestety, na terenie Małopolski mamy jedynie 20 inspektorów, z czego czterech przypada na Nowy Targ i Zakopane. Siłą rzeczy nie mogli oni być wszędzie - wyjaśnia Michał Pierzchała.
(łb)