Zakopiańska opozycja zaatakowała burmistrza miasta. Jej cios polegał na wytknięciu burmistrzowi i staroście, że podpisana umowa o powołaniu Tatrzańskiej Agencji Promocji i Rozwoju łamie prawo. Sygnatariusze dokumentu bronią się, że dokument ma jedynie charakter intencyjny. I każda strona konfliktu twierdzi, że w całej sprawie jest "drugie dno".

Czy podczas powoływania Tatrzańskiej Agencji Promocji i Rozwoju i likwidacji miejskiego biura promocji złamano prawo? Grupa opozycyjnych radnych uważa, że tak było i złożyła w tej sprawie doniesienie do prokuratury rejonowej w Zakopanem o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa przez burmistrza Janusza Majchera.

- O tym, że podpisano taki dokument dowiedziałem się w ogóle z internetu - mówi radny Prawa i Sprawiedliwości Jerzy Zacharko. - Uważam, że celowo zatajono całą sprawę przed radnymi. Przecież 1 marca, gdy umowę podpisano, była sesja rady miasta i burmistrz wychodząc z niej nie powiedział ani słowa o przygotowywanych zmianach. A z umowy dowiedzieliśmy się, że burmistrz przekazuje majątek będący w dyspozycji biura promocji Zakopanego, jak i pieniądze zapewnione w budżecie na jego działanie. A tego typu rzeczy są zastrzeżone w ustawie o samorządzie gminnym do wyłącznej kompetencji rady miasta. A my nie mieliśmy o tym żadnego pojęcia.

Zarzuty stawiane przez opozycję odrzuca jednak stanowczo burmistrz Zakopanego.

- Nie doszło do żadnego złamania prawa - mówi Janusz Majcher. - Podpisanie tego dokumentu to w ogóle początek dyskusji na temat tego jak ma przebiegać promocja. A poza tym nie ma tam np. parafek skarbników obu samorządów i nie została wszczęta procedura likwidacyjna. Umowa była więc wyrażeniem woli.

Takie tłumaczenia jednak przewidział radny Jerzy Zacharko.

- Oczywiście oni będą w tej chwili trywializować i bagatelizować całą sprawę - mówi Jerzy Zacharko. - Zapewne pojawią się argumenty, że to było porozumienie intencyjne. Ale gdyby rzeczywiście taka była prawda, to w umowie znalazłby się zapis, że umowa wchodzi w życie w momencie podjęcia stosownych uchwał przez radę miasta. A takiego paragrafu nie ma. I stąd nasz wniosek do prokuratury. Tymczasem obecne władze Zakopanego uważają, że zapewne w całej sprawie jest jakieś drugie dno.

- Odniosłem wrażenie, że ktoś przestraszył się naszych działań - mówi burmistrz Janusz Majcher. - Uderzając w stół odezwały się jakieś nożyce. Nie wiem na czym polega jeszcze to wszystko i kto poczuł się tak zagrożony, ale wiem jedno - promocja w Zakopanem działa źle.

Ciosy między sobą wymieniają burmistrz i radni z opozycji. Tymczasem drugi sygnatariusz kontrowersyjnej umowy również ma zdanie na temat całego konfliktu. - Nie było żadnego złamania prawa - zapewnia starosta tatrzański Andrzej Gąsienica Makowski. - Spodziewałem się jakiegoś ataku. Był taki ukryty konflikt i działania podskórne. Teraz to wypływa. Z burmistrzem podpisałem porozumienie wstępne, intencyjne. Zrobiliśmy to publicznie. Nie ma więc tu miejsca na złe intencje. Nie było też jakiś skrytych podstępnych działań.

Starosta tatrzański dodaje, że zapewne komuś nie podoba się, iż nie będzie mieć już wpływu na pracę biura promocji. Zdaniem i burmistrza i starosty, obecna promocja regionu jest zła. Pomysł zaś stworzenia wspólnej instytucji i miasta i powiatu jest wreszcie wspólnym projektem, który pozwoli dobrze i skutecznie promować Tatry w Polsce i na całym świecie. Opozycja zresztą też nie jest przeciwna dyskusji na ten temat. Nie podoba się jej jednak forma, w jakiej to wszystko się zaczęło.

Przemysław Bolechowski