Wojewódzki lekarz weterynarii ostrzega.
- Istnieje obawa, że choroba niebieskiego języka, która dawniej występowała w krajach położonych przy równiku, dotrze do Polski. Może wówczas zachwiać całym owczarstwem na Podhalu - alarmuje Krzysztof Ankiewicz, wojewódzki lekarz weterynarii.
Choroba niebieskiego języka atakuje owce, rzadziej bydło, kozy, wielbłądy. Wywoływana jest przez wirus, a przenoszona przez owady podobne do komarów. Do tej pory występowały one jedynie w cieplejszych krajach Afryki i Azji, a choroba pojawiała się wyłącznie w krajach ciepłych, położonych w niedalekiej odległości od równika. 15 sierpnia ubiegłego roku wykryto pierwszy przypadek choroby u owiec w Holandii. Do 25 sierpnia ubiegłego roku potwierdzono wystąpienie 18 ognisk choroby w Holandii, 28 - w Belgii, 9 - w Niemczech.
- Naukowcy zapewniali, że niemożliwe jest, by choroba pojawiła się u nas. Tymczasem we Francji i w Niemczech wybija się w całości zakażone stada. Przy ocieplającym się klimacie choroba może i do nas dotrzeć. Obawiam się, że to możliwe, zwłaszcza jeśli lato będzie upalne - mówi Krzysztof Ankiewicz.
U owiec, po ok. 6-8 dniowym okresie inkubacji choroby mogą wystąpić takie objawy, jak wysoka gorączka, stan zapalny jamy ustnej, obrzęk głowy, w szczególności warg i języka, przekrwienie błony śluzowej jamy ustnej, sinica warg i języka, owrzodzenie warg, skręcanie głowy i wymioty, zapalenie wymion, zapalenie tworzywa racic powodujące kulawiznę, sztywny chód, leukopenia (obniżenie liczby białych krwinek we krwi); u zakażonych samic ciężarnych może dochodzić do poronień lub rodzenia zdeformowanych jagniąt.
Wirus choroby przenoszony jest przez owady, i zarażenie się jednego zwierzęcia od drugiego nie jest możliwe. Choroba nie jest groźna dla ludzi. W roku ubiegłym wystąpiło podejrzenie wystąpienia choroby u trzech krów w Zachodniopomorskiem, przywiezionych do Polski z Belgii. Po przeprowadzeniu badań chorobę wykluczono. (AGN)