W nowotarskim ratuszu.
Mieczysław Król-Łęgowski z Kościeliska to człowiek wielu pasji, talentu i wrażliwości - poeta, metaloplastyk, snycerz, sportowiec, któremu względy zdrowotne stanęły na przeszkodzie w rozwinięciu narciarskich zamiłowań. W szkole chodził do jednej klasy z Wojciechem Fortuną i w jednym był z nim klubie: Wisła-Gwardia Zakopane. Teraz zaraża ludzi ideą stworzenia pod Tatrami Muzeum Sportu. - Przyjechała tu tylko połowa moich zbiorów - mówił jeszcze przed otwarciem wystawy zabytkowego sprzętu narciarskiego, sanek i łyżew ze swojej kolekcji w nowotarskim ratuszu. Żeby się wszystko zmieściło, musielibyście chyba ratusz rozbudować...
Ojciec pana Mietka był z zawodu murarzem, a że sezon dla "budarki" na Podhalu jest krótki - zimą zatrudniał się jako "deptacz" tras biegowych. Spadek po nim to właśnie poniemieckie narty, na których notabene okupanci ścigali po Tatrach naszych kurierów... Uciekając z Zakopanego przed nadciągającym frontem, Niemcy zostawili "deski". Bo wiadomo, że za okupacji miejscowi mogli mieć narty długości do 140 cm. Za dłuższe można już było ponieść srogą karę. Dlatego - jeśli ktoś miał dłuższe "skije" - albo narażał się na rekwizycję, albo zakopywał je głęboko w stodole pod sianem.
Intensywne uprawianie sportu dla Mieczysława Króla skończyło się, gdy w wieku 13 lat zachorował na zapalenie stawów. Ale że zamiłowanie do tradycji, staroci, przedmiotów ręcznie wykonywanych rozwijało się w nim nadal - zaczął zbierać, naprawiać, pucować stary sprzęt. Przyjaciela znalazł w muzealniku Wojciechu Szatkowskim - historyku i dokumentaliście alpejskich sportów pod Tatrami. Teraz już obaj zamyślają o stworzeniu muzeum sportu.
Ponieważ inne nuty też grały mu w duszy, a ręce miał zdolne - składał wiersze, 8 lat remontował "Kolibę" (filia Muzeum Tatrzańskiego), zajął się metaloplastyką, wyginając żeliwne pręty w kształt ludzkich postaci na nartach, łyżwach, w ruchu. Pracował w szaflarskim "Polsporcie", troszczył się o pierwszy igelit w zakopiańskim COS-ie, bo ciągnęło go do "desek".
I serce go bolało, gdy patrzył, jak jedyna w Polsce fabryka nart pada, szkolne kluby tracą szanse na tańsze narty, a kraj przeżywa zalew austriackim sprzętem. W Zakopanem żywa natomiast była pamięć o tym, jak w powojennych latach tępione były prywatne fabryczki idące od braci Schiele przez rodziny Zubków i Łuszczków. Od roku 1894, kiedy Stanisław Barabasz przywiózł do Zakopanego pierwsze narty - czasu zaiste trochę minęło.
Najdłuższe egzemplarze z kolekcji Mieczysława Króla mierzą 250-260 cm. Są to i pierwsze narty drewniane i pierwsze "skokówki", biegówki. Do tego dochodzą buty, kije, manierki, inne elementy narciarskiego ekwipunku, kolekcja sanek (z drewnianymi płozami i żeliwnym okuciem) oraz pierwszych łyżew.
Przyjaźniąc się z wieloma sportowcami - wie już zbieracz z Kościeliska, że chętnie ofiarowaliby swój sprzęt, ale nie po to, by zalegał w piwnicy. Każdemu z nich należy się gablotka dokumentująca osiągnięcia. Dary znanych narciarzy to druga część kolekcji Mieczysława Króla.
(ASZ)
|
Mistrzynie z różnych lat - od lewej: Eugenia Rajska-Pyzowska, Jadwiga Guzik, Maria Pawluśkiewicz (fot. Anna Szopińska) |
|
|
|
Kolekcjoner z Józefem Staszlem (fot. Anna Szopińska) |
|
|