Nie ma kontroli nad wizerunkiem miasta. Miejski plastyk jest koniecznie potrzebny.
Turystów przyjeżdżających pod Tatry zakopianką wita las, ale nie świerków, lecz reklam. Przy drodze od Poronina do Zakopanego stoi kilkaset mniejszych i większych plansz reklamowych. I co miesiąc pojawiają się nowe.
Z plansz i tablic zyski czerpią właściciele terenów, na których stawiane są reklamy. I nie są to małe kwoty – za rok wypożyczenia skrawka gruntu można wziąć nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Szkoda tylko, że nikt nie myśli o tym, iż setki tablic po prostu szpecą krajobraz.
– To, jak wygląda nasz krajobraz, woła o pomstę do nieba – mówi Małgorzata Cichocka, zakopiańska radna. – Zawsze gdy np. wjeżdżam samochodem do Zakopanego, jest mi wstyd. Mnóstwo reklam, wszędzie, gdzie się da. Na dodatek większość z nich jest po prostu brzydka. Nie mam zupełnie pojęcia, co z tym zrobić, ale problem jest, i to ogromny. Wystarczy pojechać do któregoś z krajów Europy Zachodniej, by się przekonać, że tam takich ohydztw nie stawia się przy drogach.
– Bywam często w Bawarii – mówi Adam Bobak z Zakopanego. – Tamtych jarmarcznych reklam nie ma. Owszem, zdarzają się ogromne tablice reklamowe, ale jest ich naprawdę niewiele. Na kilometrze drogi można policzyć je na palcach jednej ręki. A już nie ma mowy o tym, by każda restauracja, bank czy pensjonat reklamowały się tablicami przy wjeździe do kurortu. Tam widać krajobraz i przyrodę, a u nas tandetne i często podniszczone tablice.
– Niemcy i kraje Europy Zachodniej przez lata wypracowały jasne reguły gry – tłumaczy Jerzy Gruszczyński, specjalista od komunikacji wizualnej.
– I mają tradycję porządku. A u nas, gdy powiedziano, że umarł komunizm, to zaczęła się wolna amerykanka i prywatny biznes. I każdy przy komputerze coś zaczął sobie tworzyć. Nie ma tak naprawdę osób odpowiedzialnych za wizerunek miasta. Żeby mieć wpływ na to, co dzieje się przy drogach, trzeba zmienić jedenaście ustaw. Do prac przy planie zagospodarowania przestrzennego powinni być zatrudniani specjaliści od komunikacji wizualnej. I tacy są potrzebni Zakopanemu. Niestety, nie ma na razie zapotrzebowania na to, żeby w Zakopanem zrobić porządek. Przecież na pewno przeciwni porządkom są biznesmeni, którzy reklamują się przy drogach. Poza tym niezadowoleni będą dzierżawcy terenów pod reklamę i ścian, na których zawiesza się reklamy. I jeszcze pozostają ci, którzy żyją z wykonywania reklam. Dla nich kolejne reklamy i plansze to dodatkowe źródło dochodów.
Specjaliści dodają, że las reklam przy drogach to również niebezpieczeństwo dla kierowców.
– Znaki drogowe nikną w gąszczu tablic – tłumaczy Jerzy Gruszczyński. – Tu potrzebny jest miejski plastyk, który trzymałby rękę na pulsie.
Przemysław Bolechowski