Długie kolejki do szczytów i... śmigłowca. W sierpniu było już 30 interwencji ratowników.
– Tak pracowitego tygodnia ratownicy TOPR nie mieli jeszcze tego lata! – podsumowuje minione siedem dni Adam Marasek, ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Na szczęście, obyło się bez tragedii. W tych pierwszych dniach sierpnia TOPR interweniował 30 razy.
W ubiegły weekend śmigłowiec startował niemal co kilka minut, jego załoga musiała decydować, do którego rannego najpierw lecieć. Ratownicy zabierali na pokład hurtem poszkodowanych turystów. Ranni niemal w kolejce czekali na pomoc, mimo że toprowcy dwoili się i troili.
Najgorzej było w sobotę, bo pogoda dopisała, więc w Tatry ruszyły tłumy. Na niektórych szczytach, m.in. Rysach i na Giewoncie brakowało miejsca, a na podejściu tworzyły się tasiemcowe korki. Zapchane były też wszystkie dolinki tatrzańskie, nie mówiąc o drodze do Morskiego Oka.
Niestety, tłumy w Tatrach – to więcej wypadków, głównie tych spowodowanych brakiem wyobraźni. Na Rysach jednej pani nie chciało się czekać na wejście szlakiem (czyli przy łańcuchach), więc ominęła kolejkę i poszła poza szlakiem. Ugrzęzła na płacie śniegu. Ratownicy ściągali ją przez kilka godzin, używając sprzętu alpinistycznego.
W sobotę od samego rana do centrali TOPR dzwoniły telefony. Ale na dobre zaczęło się tuż przed godz. 14, gdy zadzwonił turysta z rejonu Karbu. Spadł mu na nogę duży kamień i nie mógł zejść. Ledwie „Sokół” wystartował, zadzwonił kolejny telefon. Turysta pod Zawratem dostał spadającym kamieniem w głowę.
– Najpierw ratownicy udzielili pomocy poszkodowanemu spod Zawratu – wyjaśnia Marasek. – Po zaopatrzeniu został on windą wciągnięty na pokład śmigłowca. Następnie śmigłowiec poleciał w rejon Karbu. Ratownicy desantowali się przy oczekującym rannym, który miał złamane podudzie. Po zaopatrzeniu i tego poszkodowanego windą wciągnięto na pokład.
Po drodze śmigłowiec zdołał jeszcze zabrać z Hali Gąsienicowej taternika, który odpadł na ścianie Kościelca i doznał stłuczenia kości ogonowej. Chwila wytchnienia – na obiad, jak żartowali ratownicy – i znowu seria telefonów z Tatr. Ze Świnicy zadzwonił turysta, że ma uraz kolana. Leci „Sokół”, toprowcy desantują się na szczyt i udzielają rannemu pomocy. W międzyczasie śmigłowiec leci do Pięciu Stawów, gdzie czeka już turysta z kontuzją kostki. W drodze powrotnej śmigłowiec „wpadł” na Świnicę, by zabrać rannego i ratowników. Przed godz. 22 znowu kolejny telefon. Pod Zawratem zasłabł turysta. Podejrzenie stanu przedzawałowego. 14 osób – ratownicy i lekarz skończyli pracę w górach po godz. 2 w nocy. Od rana w niedzielę telefony znowu się rozdzwoniły.
– Mamy szczyt sezonu, w Tatrach jest bardzo duży ruch, ale na szczęście nie ma poważniejszych wypadków – podkreśla Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. W lipcu ratownicy udzielili pomocy 75 osobom, z czego 43 zostały ciężko ranne.
Halina Kraczyńska