Resztki jedzenia, opakowania, pozostałości ekwipunku, lampy karbidowe, wyryte napisy, pomalowane farbą ściany, ludzkie odchody – tak wyglądają dziś tatrzańskie jaskinie. Tatrzański Park Narodowy rozpoczął właśnie szczegółową inwentaryzację wszystkich korytarzy, z których mogą korzystać grotołazi.
Przyrodnicy sprawdzają w jaskiniach drogi dojścia, szerokość ścieżek, zanieczyszczenia, szatę naciekową i jej zniszczenia. Dotychczas obejrzeli zaledwie kilka z 34 udostępnionych grotołazom jaskiń. To wystarczyło. W niektórych znaleźli śmieci pochodzące jeszcze z lat 70.
– Jaskinie są zniszczone i zanieczyszczone. Leży w nich wszystko, co tylko taternicy mogli po sobie pozostawić – załamuje ręce Bogusława Chlipała, pracowniczka TPN zajmująca się jaskiniami.
Tatrzańskie jaskinie, mimo limitów odwiedzających wprowadzonych przez TPN ( 15 osób w trzech grupach dziennie w jednej jaskini), są zbyt często penetrowane. – Rocznie wchodzi do nich około 2 tys. osób – mówi Jadwiga Trojan, członkini Komisji Taternictwa Jaskiniowego działającej przy Polskim Związku Alpinizmu. – To dużo, ale nie jesteśmy w stanie ograniczyć liczby wejść.
Najbardziej zanieczyszczone są jaskinie Czarna, Zimna i najdłuższa z tatrzańskich grot (23 619 metrów) – Wielka Śnieżna.
– Młode pokolenie grotołazów nie przestrzega kodeksu etycznego, który jasno określał, co wolno w jaskini, a czego nie. Stara gwardia nigdy nie zostawiłaby po sobie śmieci – uważa Trojan.
Kluby jaskiniowe nie uchylają się jednak od wzięcia odpowiedzialności za jaskinie. Chciałyby przejąć od TPN opiekę nad tatrzańskimi podziemiami: dokonywać okresowych kontroli, inwentaryzacji i przede wszystkim sprzątać. W wielu krajach Europy jest to normą. W polskich warunkach byłaby to prawdziwa rewolucja.
– Aż 22 kluby deklarują, że zaopiekują się jaskiniami. TPN nie zna ich tak dobrze jak my i nie jest w stanie ich monitorować – przekonuje Trojan.
Kiedy jednak nastąpi przejęcie opieki – nie wiadomo. Negocjacje między klubami a Tatrzańskim Parkiem Narodowym ciągle trwają.
Halina Kraczyńska