Siedem worków śmieci zebrali wolontariusze TPN we wtorek po południu na głównym szlaku w Dolinie Kościeliskiej. I nie były to odpadki pozostawione przez turystów od początku maja, ani nawet w poprzednim tygodniu, ale w ciągu zaledwie jednego dnia. I tak niestety będzie do końca września, no może z wyjątkiem deszczowych dni, kiedy ruch turystyczny będzie znikomy.
Niepozostawianie po sobie śmieci nie jest przejawem głębokiej świadomości ekologicznej, ale raczej elementarnej kultury. Czasem, jako przewodnik, tłumacząc grupom problem śmieciowy, pytam retorycznie, czy śmiecą również na swoim podwórku, w swoim parku miejskim, najbliższym lesie. Oczekuję odpowiedzi negatywnej, ale zdaje się, że jest to założenie błędne. Ludzie po prostu śmiecą wszędzie, wyrzucają odpady przez okna samochodów do przydrożnych rowów, wywożą do okolicznych lasów i zostawiają je w parkach miejskich czy na chodnikach. I ci sami ludzie przyjeżdżają do parku narodowego i nie mają żadnych skrupułów – zostawiają setki niedopałków papierosów i zużytych chusteczek higienicznych na ścieżkach, wciskają pod kamienie i korzenie drzew puszki po piwie i coli czy butelki po wodzie mineralnej.
Druga kwestia to „skarby” kryjące się w podhalańskich lasach i potokach. Kto chce je odkryć, niech się wybierze na wycieczkę lasami w rejonie Gubałówki, Kościeliska czy Murzasichla. W środę pracownicy i wolontariusze TPN zebrali trzynaście worków śmieci w lesie na Kośnych Hamrach, a rok temu pracujący w Parku więźniowie załadowali kilka śmieciarek odpadami z potoku na Capówce. Tutaj nie są winni turyści, ale miejscowi. Bo przecież to nie turysta wywiózł do lasu stare opony czy zużytą lodówkę. Słyszy się nieraz narzekania, że bywało kiedyś w lesie więcej grzybów, a w potoku zobaczyć można było pstrąga lub głowacza. A dziś z niewiadomych przyczyn przyroda ubożeje. To pewnie przez zmiany klimatu i kwaśne deszcze … Może by tak nie było, gdyby górale nie dostarczali do ekosystemu tysięcy ton szkła, żelaza, gumy, plastiku. Zastanawiająca jest ta niefrasobliwość gospodarzy miejsca, które przecież żyje z turystyki.
Śmiecenie nie jest tylko problemem natury estetycznej. Bywa czasem problemem technicznym – gdy turyści na deptaku pomiędzy Gubałówką a Butorowym Wierchem dosłownie potykają się o śmieci. Ale najważniejsze jest negatywne oddziaływanie substancji w nich zawartych na glebę i wodę oraz wabienie dzikich zwierząt. Substancje powstałe w wyniku rozkładu tworzyw sztucznych zatruwają glebę i przenikają do wody. Niedźwiedź, lis czy kuna, zamiast szukać pokarmu w swoim naturalnym środowisku, zwabione zapachem resztek pożywienia, przeszukują okolice szlaków i tracą naturalny lęk przed człowiekiem. Taka zmiana zwyczajów może skończyć się dla nich odstrzałem lub dożywociem w ogrodzie zoologicznym. Pomyślmy o tym, nie tylko zastanawiając się na szlaku, co zrobić z papierkiem po batoniku czy ogryzkiem, ale także rzucając okruchy jedzenia pstrągom czy orzechówkom nad Morskim Okiem.
Dla przyrodniczych ignorantów jeszcze jeden argument. Sprzątanie i wywóz śmieci kosztuje Tatrzański Park Narodowy i okoliczne gminy setki tysięcy złotych rocznie. Środki te można by przeznaczyć na remont szlaku, oświetlenie ulic czy budowę placu zabaw dla dzieci.
Na koniec kilka dobrych przykładów, z których warto korzystać. W większości schronisk na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego prowadzi się od początku roku segregację śmieci. Na Hali Ornak na przykład plastik, szkło i aluminium są prasowane i oddawane do recyklingu. Częściowo segreguje się śmieci także przy herbaciarni na Polanie Strążyskiej. Mamy też małą rewolucję w utrzymaniu czystości na tatrzańskich szlakach. Część szlaków nie jest w tym sezonie sprzątana przez firmy, lecz ochotników biorących udział w Wolontariacie dla Tatr.
Jan Krzeptowski