To umiarkowane zagrożenie, ale też można zginąć. Turyści wciąż lekceważą ostrzeżenia TOPR.
Jak już informowaliśmy, w czwartek popołudniu zeszła potężna lawina z przełęczy Liliowe. Masy śniegu spadające w stronę Zielonego Stawu porwały turystę z Warszawy. Mężczyzna nie przeżył. Wypadek zdarzył się przy drugim stopniu w pięciostopniowej skali zagrożenia lawinowego. Stopniu, który jest bardzo często lekceważony przez turystów.
O czwartkowym wypadku lawinowym centralę TOPR poinformował towarzysz turysty z Warszawy, którego porwał śnieg. Pierwszy ratownik był na miejscu zdarzenia już osiem minut po zgłoszeniu. Niedługo potem na lawinisko dotarli ratownicy TOPR, którzy dyżurowali w tym dniu na Kasprowym Wierchu. Fatalna pogoda uniemożliwiła loty śmigłowcem, więc kolejne ekipy ratunkowe wjeżdżały na Kasprowy Wierch kolejką linową. Na miejscu kilkadziesiąt osób przeszukiwało zwały śniegu. Ok. godz. 16.30 wysondowano punkt, gdzie znajdował się turysta. Gdy go odkopano, okazało się, że jest nieprzytomny. Przebywał pod śniegiem ponad godzinę.
– Wiemy, że ratownicy prowadzą właśnie akcję reanimacyjną – mówił tuż po godz. 16.30 ratownik dyżurny Tomasz Wojciechowski.
Mimo reanimacji o godz. 17.05 lekarz stwierdził zgon.
Niestety, lawinowa „dwójka” często jest przez turystów wybierających się w góry lekceważona. – A jest to też spore zagrożenie – przypomina Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. – Pewną prawidłowością jest w Alpach, jak i w Tatrach, że najwięcej wypadków lawinowych zdarza się przy drugim i trzecim stopniu.
TOPR kolejny raz przypomina, że jeśli idziemy w góry gdy obowiązuje drugi stopień zagrożenia lawinowego, to trzeba zachować szczególną ostrożność. Dwójka oznacza sytuację niebezpieczną – że przy stromym stoku lawina może zejść samoistnie. Tej zimy to druga lawina, która porwała ze sobą turystę. W ostatnim dniu grudnia 2008 lawina, również przy drugim stopniu zagrożenia, zeszła w Głazistym Żlebie, pod Kondracką Przełączą. Śnieg przysypał wówczas łącznie sześć osób, ale zdołały same się wykopać. Nie było nawet potrzeby transportowania ich do Zakopanego.
Przemysław Bolechowski
Lawiny grożą w całych Tatrach
-
Lawiny mogą pojawić niemal wszędzie. W XIX w. ks. Józef Stolarczyk wspominał o lawinie w Dolinie Kościeliskiej z 1856 r., która zabiła pięciu górników. Mieczysław Karłowicz zginął w 1909 r. w lawinie pod Małym Kościelcem.
-
W Tatrach najwięcej lawin jest w rejonie Morskiego Oka. To tutaj podczas wyprawy na Rysy w 2003 roku zginęło osiem osób – licealiści i ich opiekun z Tychów.
-
Złą sławę ma Szpiglasowa Przełęcz. Często lawiny schodzą ze Żlebu Żandarmerii i sięgają drogi do Morskiego Oka. Zdarzały się też na szlaku przez Skupniów Upłaz na Halę Gąsienicową.