„Tu byłem ja”, „Olek kocha Anię”, „Turyści z Krakowa byli tu”... Takie napisy można spotkać w Tatrach wszędzie – na tatrzańskich skałach, kamieniach, drzewach i na zboczach szczytów. Pojawiły się, jak mowią parkowcy, wraz z pierwszymi turystami, którzy zawitali tu. Bo taka jest natura ludzi, muszą zaznaczyć swoją obecność, gdziekolwiek są. Na szczęście dla górskiej przyrody nie wszyscy mają takie potrzeby. Dziwnie bowiem wyglądałyby nasze góry, gdyby ponad trzy miliony ludzi, jakie co roku wędrują po tatrzańskich szlakach, chciało zostawić tu swój podpis...
Zostawianie swego autografu lub znaku świadczącego o naszej bytności w jakimś miejscu było od zawsze. Ta „tradycja” nie omija również Tatr.
– Podpisywanie się turystów w górach było od prawieków – tłumaczy Jarosław Rabiasz, komendant Straży Ochrony Parku w Tatrzańskim Parku Narodowego. Najstarszy taki napis pochodzi z 1864 r. Natomiast najstarszy w całych Tatrach, z roku 1452, znajduje się w Jaskini Jasovskiej w Tatrach Niskich na Słowacji.
Zawsze bowiem, jak mówią parkowcy, znajdą się tacy, którzy swój autograf zostawić muszą, nawet jeżeli jest to teren chroniony. Zmienia się jedynie technika napisów w Tatrach. – Kiedyś to było dłutko do wyrycia w drzewie napisu, teraz są to flamastry, rzadko spray, farba, najczęściej... kamienie – wyjaśnia Rabiasz.
Do Tatr, niestety, zaczęło wchodzić, na szczęście sporadycznie, graffiti. Grafficiarze pomalowali budkę biletową przy wejściu do Jaworzynki, parę dni temu – tablicę informacyjną w Ośrodku Czynnej Ochrony Gadów i Płazów w Jaszczurówce. Niebieską farbą, najprawdopodobniej jednak nie grafficiarze, ale jakiś inny rodzaj „artystów” wymalował dziwne sporej wielkości symbole na skałach na Kogutkach, gdzie jest zakaz chodzenia.
– Grafficiarze malują u siebie w parkach miejskich, więc myślą, że i w Tatrzańskim Parku Narodowym też mogą to robić, choć tu panują już zupełnie inne przepisy i zwyczaje – podkreśla Marek Pęksa, leśniczy z Morskiego Oka.
Modą, która już jakiś czas temu została przeniesiona z Babiej Góry w Tatry – jest układanie kopczyków kamiennych na szczytach.
– Takich kamiennych kopców najwięcej można spotkać na Krzesanicy – twierdzi Pęksa.
Z kolei na Czerwonych Wierchach aż roi się od najróżniejszych, sporej wielkości, napisów z kamieni.
– Dużo ich po szczytach. Od lat taka dziwna moda panuje. Zmienia to nie tylko krajobraz Tatr, ale najczęściej zbieracze kamieni wychodzą poza szlaki, czego nie wolno robić – zaznacza szef straży parkowej.
Najgorsze jednak, jak twierdzi leśniczy Pęksa, są wszechobecne od jakiegoś czasu naklejki.
– Te przyklejanki są wszędzie, na znakach drogowych, informacyjnych. Niektóre są całe nimi oklejone, co może być niebezpieczne, np. w wysokich partiach gór, gdy zaklejony jest czas dojścia lub inna ważna dla wędrującego w trudnym terenie turysty informacja – wyjaśnia Pęksa.
HALINA KRACZYŃSKA