Polowace nie kłusują z głodu, ale dla sportu. W Murzasichlu znaleziono jelenia z odciętą głową.
Mogłoby się wydawać, że czasy „polowaca Sabały, co to ślakował w Tatrach niedźwiedzie” minęły bezpowrotnie. Tak jak bieda na Podhalu, która zmuszała górali do kłusowania... Nic bardziej mylnego!
Choć nikt już pod Tatrami głodu nie cierpi, to jednak kłusownicy ciągle istnieją, działają i są ogromnym zagrożeniem dla zwierząt, nawet tych, które są objęte ścisłą ochroną.
Niestety, jak donoszą policyjne statystyki – ogromna większość przypadków nielegalnego polowania na dzikie zwierzęta nigdy nie zostaje ujawniona. A sprawcom często bardzo okrutnych cierpień zwierząt udaje się uniknąć jakiejkolwiek kary. Nic więc dziwnego, że kłusownictwo pod Tatrami kwitnie w najlepsze.
Kilka dni temu w rejonie Murzasihla (gmina Poronin) w lesie znaleziono zastrzelonego jelenia z odciętą głową. Miesiąc temu na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego również znaleziono martwego jelenia z odciętym porożem.
W dawnych, Sabałowych czasach co drugi chłop z Podtatrza szedł z flintą do lasu, aby zdobyć pożywienie dla rodziny, żeby ta mogła przeżyć. Teraz kłusownicy idą w las, bo mają „myśliwską” żyłkę i dla zdobycia trofeów. Poroże jelenia np. wciąż jest w ogromnej cenie. A w niektórych zakopiańskich knajpach serwowane są wcale nietanie pieczenie – jak podaje karta – z jelenia. Ciągle też są tacy ludzie, którzy uważają świstacze sadło za znakomity lek na wszystkie znane i nieznane dolegliwości.
Zakopiańska policja kilka razy w roku otrzymuje zgłoszenia o przypadkach kłusowania. Niedawno ujawniono kolejny. – Jeden z mieszkańców Małego Cichego podczas spaceru odnalazł tam tuszę jelenia – mówi Jan Pawlikowski, prezes Koła Łowieckiego „Rosomak”. – Powiadomił straż leśną i oczywiście nas. Jest to ewidentny przypadek kłusownictwa. I to takiego brutalnego i prymitywnego. Wydawało mi się, że z biegiem lat powinno być mniej takich zdarzeń. Niestety, dzieje się inaczej. Ciągle są tacy, którzy uważają to za wielki wyczyn.
Sprawą zabitego jelenia zajęła się już policja. – Zwierzę zostało zastrzelone, a jego głowa ucięta –mówi asp. szt. Monika Kraśnicka-Broś, rzecznik zakopiańskiej policji. – Kłusownikowi zapewne zależało jedynie na porożu, stąd ucięta głowa. Prowadzimy w tej sprawie dochodzenie. Przypomnę, że na jesieni ubiegłego roku mieliśmy podobną sprawę. Tam jednak ktoś jeleniowi zagryzionemu przez wilki odciął głowę. Też zapewne po to, aby sprzedać poroże jako trofeum myśliwskie.
Za kłusownictwo w polskim prawie grozi kara grzywny oraz pozbawienia wolności do jednego roku. Górale zaś uważają, że osoby parające się tym procederem to obecnie już tylko wyjątki.
– Do tego trzeba mieć oko – mówi pan Stanisław z zakopiańskiej Olczy. – Trzeba trafić za pierwszym razem, bo inaczej narobi się szum i człowieka złapią. A poza tym to poważna sprawa. Już za samo nielegalne posiadanie broni czekają poważne konsekwencje. A co dopiero jak jeszcze ktoś nas przyłapie na kłusownictwie! Ani ja, ani pan na coś takiego by nie poszedł.
Jednak są wciąż tacy, których ciągnie do lasu przestępczy proceder. Ściganie zaś tego typu przestępstw jest trudne. Choć i parkowcy z TPN robią co mogą, aby wyplenić to zjawisko.
– Systematycznie usuwamy wnyki, które niestety ciągle są zakładane. Przede wszystkim na zwierzynę płową – twierdzi Paweł Skawiński, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. – A współczesne kłusownictwo nie bierze się z głodu. Obecnie to taki bardziej rodzaj tradycji, bo skoro stryj i ojciec polował, to syn również musi.
Jednak straż parku tak uprzykrza życie amatorom silnych wrażeń, że ilość tego typu przypadków w Tatrach maleje. Choć patrząc na ostatnie zdarzenie w rejonie Murzasihla trudno uwierzyć w to, że polowanie na zwierzęta odeszło w niebyt.
Przemysław Bolechowski