29-letni Marcin z Tychów całą noc z niedzieli na poniedziałek błąkał się po Tatrach. Mimo mrozu przeżył. Rano wypatrzyli go z pokładu śmigłowca toprowcy.
Turysta wyruszył w niedzielę rano z czterema innymi osobami na wycieczkę z Doliny Chochołowskiej na Wołowiec (2064 m nad poziomem morza). W czasie wyprawy towarzysze się rozdzielili. Marcin szedł najszybciej, ale zabłądził. Gdy nadeszło załamanie pogody i zaczął padać śnieg, zadzwonił do Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety, nie potrafił określić dokładnie, gdzie się znajduje.
Przez całą noc szukały go dwie drużyny TOPR, jednak bezskutecznie. Dopiero wczoraj nad ranem do poszukiwań dołączył śmigłowiec. To z niego ratownicy wypatrzyli Marcina. Wycieńczony mężczyzna trafił do szpitala.
– Jeszcze kilka godzin i musiałby poważnie walczyć o życie – ocenia Sylweriusz Kosiński, wicedyrektor zakopiańskiej lecznicy.
– Gdy go przyjmowaliśmy, miał temperaturę 37,2. Ale nie uniknął skutków spędzenia nocy na mrozie. Część palców u rąk i u nóg ma odmrożonych. Na szczęście nie są to groźne obrażenia. Ale myślę, że znaleziono go w samą porę. Ratownicy TOPR, którzy widzieli go ze śmigłowca, mówili, że nawet nie machał już rękami. Miał więc dużo szczęścia, że go odnaleziono. Marcin, kiedy z nami rozmawiał, leżał pod kroplówką.
– Było zimno jak cholera! – przyznaje turysta. – Całą noc robiłem wszystko, żeby nie zasnąć, bo wiedziałem, że wtedy mogę się już nie obudzić. Biegałem w miejscu i wymachiwałem rękoma – właściwie od 17 w niedzielę do dziś, do 7 rano. Okropnie wiało i to potęgowało uczucie zimna. Cały czas więc próbowałem znaleźć takie miejsca, gdzie byłbym choć trochę osłonięty przed atakami wiatru.
W pewnym momencie zaczął się bać, że ma halucynacje.
– Wydawało mi się, że widzę światła. Myślałem, że to może po mnie ktoś idzie, a po chwili znów widziałem tylko ciemność – opowiada. Nie były to jednak zwidy, ale grupy toprowców, które przez całą noc w ciężkich warunkach przeszukiwały Tatry Zachodnie.
Turysta tłumaczy, że się zgubił, bo kiedy został sam, załamała się pogoda i nic nie było widać. – Nie wolno iść samotnie w góry! – ostrzega Adam Marasek, ratownik TOPR.
Przemysław Bolechowski