Niespełna dwuletni niedźwiedź został w niedzielę zabity przez turystów w Dolinie Chochołowskiej. Sprawcy twierdzą, że zwierzę ich zaatakowało, ale ślady na miejscu zdarzenia wskazują na to, że sami zwabili niedźwiedzia do siebie i go dokarmiali.
W niedzielę późnym wieczorem do Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem dotarło zgłoszenie od Straży Parku, że w potoku w Dolinie Chochołowskiej leży martwy niedźwiedź. Policja posiadała już wtedy informację, że do zakopiańskiego szpitala zgłosiły się dwie osoby, które utrzymywały, że walczyły z tym zwierzęciem.
- Ustaliliśmy cztery osoby, które mogły mieć związek z tym zdarzeniem. Są to dwa małżeństwa z województwa warmińsko-mazurskiego w wieku od dwudziestu do trzydziestu kilku lat. Wszyscy zostali przesłuchani. Utrzymują, że niedźwiedź zaatakował jako pierwszy i podczas walki utopili go w potoku - mówi asp. Monika Kraśnicka-Broś, rzeczniczka prasowa Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem.
W wersję wydarzeń podaną przez turystów nie wierzą pracownicy TPN, którzy podkreślają, że mały niedźwiedź nie jest w stanie zrobić krzywdy sześciu dorosłym osobom. Także obrażenia turystów - niewielkie obtarcia i podrapania - nie wskazują na to, żeby ich życie było zagrożone.
- Nie było widać żadnych śladów, które wskazywałyby na to, że niedźwiedź zaatakował turystów. Natomiast na szlaku znaleźliśmy bułki, co potwierdza nasze przypuszczenia, że zwierzę zostało sprowokowane - mówi Filip Zięba, specjalista ds. fauny w TPN. - Zadziwiający jest też fakt, że turyści nie raczyli zawiadomić parku o tym, że zabili niedźwiedzia.
Przyczynę śmierci niedźwiedzia ustali sekcja zwłok, a ustaleniem, czy zachowanie turystów przekroczyło granice obrony koniecznej zajmie się prokuratura. Więcej na temat zdarzenia w głównym wydaniu "Dziennika Polskiego".
(KOV)