Przewodnicy tatrzańscy: Monika Buźniak.
- Góry budzą mój zachwyt i respekt, a ja wchodząc na szczyt, czuję, że w tym ich ogromie uczestniczę, że z nimi współistnieję, oddycham ich wspaniałością - wyznaje Monika Buźniak.
Urodziła się w 1979 r. w Zakopanem. - Od dziecka mieszkałam "pod skocznią" - opowiada. - Chodziłam do szkoły na Bystrem. Ukończyłam klasę tkacką Zasadniczej Szkoły Zawodowej (przy TTA), a następnie wieczorowe Liceum Ogólnokształcące.
Po maturze w 2000 r. podjęła pracę zawodową, ale postanowiła kształcić się nadal. Aktualnie jest studentką Wydziału Turystyki i Rekreacji (filii krakowskiej AWF) w Państwowej Podhalańskiej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu. - W góry chodziłam od dziecka, ponieważ rodzice byli zapalonymi turystami, a mama w młodości chodziła po jaskiniach - wspomina. - Regle były tuż za oknem, mogę więc powiedzieć, że dorastałam w górach. Jako dziecko jeździłam na nartach, niezbyt pięknie, ale skutecznie. Z grupę rówieśników wspinaliśmy się też na skałkach w Dolinie Białego czy na Kogutku. W liceum poznałam, bratnią duszę - Beatę Stasik z Poronina. Zaczęłyśmy jeździć po Tatrach na rowerach, robiłyśmy wielokilometrowe tury po Podtatrzu i często wędrowałyśmy po górach latem i zimą. Zaczęłam interesować się topografią, wyposażyłam się w mapy, przewodniki i poznawałam Tatry coraz dokładniej. W 2000 r. postanowiłam spróbować prawdziwej wspinaczki. Skompletowałam sprzęt osobisty, nauczyłam się podstawowych węzłów i ze znajomymi rozpoczęliśmy szkolenie w Dolinie Ku Dziurze i na skoczni w Chochołowie. Dziś mam za sobą kilka wspinaczek tatrzańskich, byłam też w paru jaskiniach m.in. w Szczelinie Chochołowskiej czy Jaskini Goryczkowej. Traktuję to jednak bardziej rekreacyjnie, niż sportowo, nie szukając w górach adrenaliny. Zawsze interesowała mnie topografia i przyroda Tatr. Zrobiłam nawet sobie listę zagadnień, których o Tatrach i Podtatrzu chciałam się nauczyć. Okazało się, że nieświadomie napisałam program własnego kursu przewodnickiego. Moja sąsiadka, przewodniczka tatrzańska Ewa Ćwiertnia, z którą jako dziecko chodziłam po górach, opowiedziała mi, jak wygląda szkolenie i praca przewodnika, a znajomi namówili na kurs przewodnicki.
Po odbyciu kursu organizowanego przez Koło Przewodników Tatrzańskich PTTK, w 2006 r. uzyskała uprawnienia przewodnika tatrzańskiego. Po kursie rozpoczęła pracę przewodnicką. Jest członkiem Stowarzyszenia Przewodników Tatrzańskich im. Klimka Bachledy. Wciąż się szkoli. Niedawno ukończyła kurs pilotów wycieczek. Aktualnie jest członkiem-kandydatem Stowarzyszenia Europejskich Przewodników Górskich Lider - jest też w trakcie kursu, po którym uzyska międzynarodowe uprawnienia przewodnika UIMLA. Zna polskie i słowackie pasma górskie wokół Tatr. Wiosną wybiera się w Alpy.
Jako dziecko próbowała malarstwa i rysunku, w szkole zajmowała się tkaniną artystyczną, ale - jak mówi - w tej dyscyplinie zbyt długo czeka się na końcowy efekt, co przy jej żywiołowym charakterze nie wchodzi w rachubę. Dziś z pasją fotografuje, robiąc dokumentację górskich wypraw na własny użytek.
Tak mówi o początkach przewodnickiej pracy: - Chcę szkolić się i pracować w Tatrach, ale marzą mi się też inne rejony górskie. Myślę, że ta praca to wiele różnych funkcji, które elastycznie należy dopasowywać do oczekiwań klienta. Trzeba zapewnić bezpieczeństwo grupie, przekazać wiedzę o Tatrach, przekazać własną pasję i zachwyty. Turyście ma być na górskim szlaku miło i przyjemnie. Każdy z nich ma własne wyobrażenie o górskiej przygodzie, a przewodnik powinien tym wyobrażeniom w miarę możliwości sprostać.
Tekst i fot. JERZY TAWŁOWICZ