– Uważam, że powinno się zlikwidować wszelkie ułatwienia na szlakach – mówi taternik Władysław Cywiński
Przed nami kolejny sezon turystyczny w Tatrach. I jak co roku znów pojawiła się dyskusja, czy należy montować na wysokogórskich szlakach sztuczne ułatwienia i jak ograniczyć liczbę turystów, którzy wchodzą w góry.
Z jednej strony przyrodnicy są przerażeni ilością osób, jakie wchodzą w polskie Tatry w czasie sezonu, z drugiej – przeciwnicy administracyjnych zakazów mówią, że limity na szlakach nie zdadzą egzaminu. Proponują, aby ruch turystyczny regulować przez ułatwienia na szlakach, a raczej ich brak.
Czy zamykać czasowo niektóre szlaki w Tatrach, a na innych wprowadzać limity wejść? Na to pytanie w najbliższym czasie będą musieli sobie odpowiedzieć przyrodnicy i specjaliści z Tatrzańskiego Parku Narodowego. – Przyroda podobnie jak ludzie musi czasem odpocząć. Do rozstrzygnięcia więc pozostanie w najbliższym czasie, czy można niektóre obszary gór czasowo zamykać dla turystów a na innych wprowadzać limity – mówi dr Paweł Skawiński, dyrektor TPN.
Co na temat proponowanych rozwiązań sądzą inni? – Jestem zdziwiony takimi postulatami – mówi Władysław Cywiński, ratownik TOPR, taternik alpinista autor wielu książek o Tatrach. – Nie tędy droga. Z jednej strony w górach wprowadza się dla wszystkich ludzi ułatwienia. Doskonale zaopatrzone i funkcjonujące schroniska. Z drugiej strony narzeka się, że ludzi jest za dużo. Zgadzam się. Trzeba temu zjawisko postawić tamę. Ale musi to polegać na tym, że zlikwidujemy ułatwienia. Tak, aby w głąb docierali tylko ci, którzy robią to, bo kochają góry. Chodzi mi o ludzi, dla których wartością nadrzędną jest przyroda. Tych ludzi nie trzeba zachęcać do wędrówki po górach piwem, bigosem czy gorzałką podawaną w bufecie na wysokości 2 tys. metrów.
Podobne zdania wypowiadane są w kwestii montowania kolejnych ułatwień w górach. Wciąż pojawiają się bowiem głosy, że aby zminimalizować ryzyko wypadków należy montować kolejne klamry, łańcuchy i drabinki. Takie są m.in. postulaty jeśli chodzi o Orlą Perć. – Należy informować o niebezpieczeństwa i nic więcej – podkreśla Cywiński.
– Tatry jakie są każdy widzi. Już uczeń siódmej klasy wie, że nie są to pagórki i lasy, lecz skały i przepaście. Czyhają tu na nas zagrożenia, jak lawiny czy spadające z góry kamienie. Jeśli ktoś nie wie o tym, niech tutaj nie przyjeżdża. Szlaki też nie powinny być przerabiane na łatwiejsze. To naturalna zapora.
W tym roku, jak zapewnia TPN, nie będzie żadnych zmian na Orlej Perci, jeśli chodzi o wprowadzanie kolejnych sztucznych zabezpieczeń. Tymczasem są i tacy, którzy postulują, aby zdemontować na tym trudnym szlaku wszelkie klamry, drabinki i łańcuchy, a turyści powinni korzystać z tzw. autoasekuracji. Ale i tu żadne decyzje na pewno w najbliższym czasie nie zapadną. Sam park podkreśla, że przy podejmowaniu decyzji np. w kwestii Orlej Perci, to czas jest najlepszym doradcą. Nie można pochopnie wprowadzać zmian na szlaku, który istnieje od ponad stu lat.
PRZEMYSŁAW BOLECHOWSKI