Dyrekcja TPN zapowiada, że nie będzie żadnej taryfy ulgowej dla agresorów.
Turyści zachowują się coraz agresywniej. W Tatrach napadają na strażników.Demokracja rozumiana jako niczym nie skrępowana wolność, pojawiła się w Tatrach.
Tu jednak – jak zgodnie mówią strażnicy parkowi i leśniczy – nic dobrego z sobą nie przyniosła. – Turyści na szlakach zachowują się coraz gorzej – zaznacza Jarosław Rabiasz, komendant Straży Ochrony Parku. – Zawód strażnika parkowego, ajentów w punktach sprzedaży biletów wstępu i leśniczych z Tatrzańskiego Parku Narodowego staje się z roku na rok bardziej niebezpieczny.
Wyzwiska, obraźliwe epitety, popchnięcia, a nawet pobicia, próby podpalenia leśniczówki, otrucie psów...
– Mieliśmy niedawno taki przypadek, że turysta zaatakował ajentkę sprzedającą bilety wstępu na Palenicy Białczańskiej – opowiada Paweł Skawiński, dyrektor TPN. Turysta chciał wprowadzić na teren Parku dużego psa, a że przepisy tego zabraniają, ajentka zwróciła mu uwagę, że nie może wejść. – Turysta bezczelnie odpowiedział wtedy, że to przecież nie jest pies, tylko... owca. I czy ona tego nie widzi? A poza tym niech mu udowodni, że to nie jest owca! Gdy ajentka się upierała przy swoim, turysta uderzył ją w twarz i poszedł w Tatry – twierdzi dyrektor Skawiński.
Parkowi strażnicy, straż graniczna, policja, TOPR, schroniska zorganizowali w całym rejonie akcję. Udało się namierzyć turystę w Dolinie Pięciu Stawów. TPN oddał sprawę do sądu.
Podobny przypadek zdarzył się jednemu ze strażników TPN.
– W rejonie Kasprowego Wierchu nasz strażnik zwrócił uwagę narciarzowi, który jeździł poza trasą. Ten powiedział, że z takimi „bucami” nie będzie rozmawiał i popchnął strażnika z taką siłą, że ten się przewrócił – mówi dyrektor Skawiński.
TPN również oddał sprawę do sądu. Niestety, turyści coraz częściej zasiadają na ławie oskarżonych. Dyrekcja TPN zapowiada, że nie będzie żadnej taryfy ulgowej i wszelkie przejawy wandalizmu, chamstwa, napaści zarówno fizycznych, jak i słownych na szlakach będą kierowane do sądu. Informowane będą także o tym media, aby nagłaśniały tego typu negatywne zachowania w górach.
– Nasz zawód był zawsze niebezpieczny – podkreśla Krzysztof Cudzich, leśniczy w Morskim Oku. – Pracuję 18 lat i trochę się nazbierało różnego rodzaju spraw z turystami. Byłem pobity, próbowano mi podpalić leśniczówkę, dochodziło do rękoczynów. Ale muszę przyznać, że z roku na rok jest gorzej. Turyści myślą, że jak mamy w Polsce demokrację, to im wszystko wolno, także w Tatrach.
Cudzich żałuje, że 3 lata temu strażnikom zakazano nosić rewolwery, bo choć ich nie używali, jednak czuli się bezpieczniej.
Halina Kraczyńska