Od czasu do czasu Polskę obiegają informacje na temat fałszywych zgłoszeń dotyczących ładunków wybuchowych umieszczonych w miejscach publicznych czy też innych zagrożeniach. Równie popularne wśród „żartownisiów” są fałszywe zgłoszenia o pożarach. Ostatnio pewna mieszkanka Pomorskiego postanowiła pobawić się kosztem ratowników TOPR. O dramatycznym wzywaniu pomocy pisała Gazeta Krakowska.
"Jestem w górach, błądzę gdzieś w rejonie Kasprowego Wierchu i... jestem w ciąży. Pomóżcie" – zabrzmiał kobiecy głos. Akurat w piątkowy wieczór pogoda w Tatrach nagle się załamała. Zaczął padać śnieg, widoczność znacząco się zmniejszyła.
Na miejsce wysłano grupę ratowników. Okazało się jednak, że nie ma tam nikogo, kto potrzebowałby pomocy. W namierzeniu telefonu, z którego dokonano zgłoszenia, pomogła ratownikom policja. Wynik był zadziwiający. Kobieta dzwoniła z Pruszcza Gdańskiego (Pomorskie).
Obecnie policjanci ustalają dane osobowe „żartownisia”. Kobieta odpowie z kodeksu karnego za wprowadzenie ze złośliwości lub swawoli w błąd instytucji publicznej. Grozi jej kara pozbawiania wolności do trzech miesięcy lub grzywna do 1500 zł. Być może kobieta będzie musiała zwrócić ratownikom TOPR koszty poniesione na poczet niepotrzebnej akcji ratunkowej.
AG