Zabrać bogatym i rozdać biednym - tym razem jednak nie chodzi o naszego bohatera z ciupagą - Janosika, ale o wcześniejszego rabusia z lasów Sherwood.
Robin Hood, jakiego nie znacie.
Nowy film Ridleya Scotta, jak mówi sam tytuł, opowiada o losach legendarnego Robin Hooda, jednak jest to zupełnie inne spojrzenie, na losy tego bohatera. Reżyser skupia się raczej, na wszystkich zdarzeniach, mających miejsce przed narodzinami legendy z lasu Sherwood. Robin z Locksley, jak wielu podobnych mu chłopów, bierze udział w krucjacie, której przewodzi król Anglii Ryszard Lwie Serce. Wyprawa ta ma charakter łupieżczy, a żołnierze systematycznie organizują pijackie orgie. Reżyser oszczędził widzowi (na początku filmu) pompatycznych i epickich przedstawień króla, który okazuje się być sumą negatywnych cech, jakie tylko posiadać może monarcha. Sam główny bohater nie stroni od przemocy, hazardu i awantur. Jest to bardzo ciekawy zabieg Scotta, który przedstawia Robina Hooda, jako zwykłego człowieka, pełnego słabości. Później jednak następuje w nim ogromna przemiana i tak rodzi się legenda.
Film jest pełen scen bitewnych, przypominających te znane nam z „Gladiatora”. Przyjemność z ich oglądania jest tym większa, że kostiumy noszone przez aktorów i statystów, oraz przepiękna scenografia, bardzo wiernie oddają klimat XII wiecznej Anglii.
Doskonała gra aktorska Russela Crowe’a oraz Cate Blanchett, to również bardzo mocna strona tego obrazu. Pojawiają się również elementy humorystyczne. Dzięki nim, widz może nieco odpocząć, od ponurego i ogólnie przygnębiającego charakteru produkcji.
Niektórzy kinomaniacy mogą zarzucić reżyserowi pewną wtórność, czy wręcz schematyczność w podejściu, do charakterystyki głównego bohatera. Ridley Scott jest jednak niepodważalnie jednym z najlepszych współczesnych reżyserów, więc można mu to wybaczyć, tak samo, jak drobne efekciarstwo, które dostrzec można w „Robin Hoodzie”, oraz w kilku jego poprzednich obrazach.
Warto polecić ten film, który jakkolwiek nie idealny, może dostarczyć sporo miłych wrażeń, nie tylko fanom reżysera, lecz każdemu, kto lubi dobre kino w doborowej obsadzie.
7/10
Sławomir Bafia - student PPWSZ
|