Przewodnicy tatrzańscy: Józef Michalec.
- W młodości góry były dla mnie azylem, w którym mogłem oderwać się od problemów i wyładować młodzieńczą energię - mówi Józef Michalec. - Wyczyn sportowy, adrenalina, ale też i uroda górskiego krajobrazu wciągały mnie coraz mocniej i nawet nie wiem, kiedy góry wypełniły całe moje życie.
Urodził się w 1953 r. w Krzyżowej. - To w Beskidzie Żywieckim, pod Pilskiem - wyjaśnia. Tam ukończył szkołę podstawową, a następnie Technikum Mechaniczne w Żywcu. Marzył o studiach na Akademii Wychowania Fizycznego, ale po maturze musiał podjąć pracę, ponieważ wcześnie stracił rodziców. W 1975, by jednak zrealizować swoje marzenia o studiach, wstąpił do Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych (specjalność: Wojska Ochrony Pogranicza), którą ukończył w stopniu podporucznika, z tytułem inżyniera. Po dyplomie został skierowany do służby w strażnicy WOP w Podczerwonem.
- Od dziecka chodziłem po górach i jeździłem na nartach - wspomina. - Tatry pierwszy raz zobaczyłem z Pilska: wyglądały tak tajemniczo... Jako nastolatek zwiedzałem je turystycznie, jeździłem też w Tatrach na nartach, często z dala od nartostrad, na przykład w Mnichowym Żlebie. Radziłem sobie nieźle, bo byłem już wtedy zawodnikiem Międzyszkolnego Klubu Narciarskiego w Bielsku-Białej. Po maturze zacząłem góry traktować poważniej. Pozwalało mi to w pewnym sensie oderwać się od mojej niewesołej sytuacji życiowej. Zacząłem wspinać się w skałkach, a w 1975 zostałem ratownikiem Grupy Beskidzkiej GOPR. Jako podchorąży szkoły oficerskiej wszystkie urlopy spędzałem w Tatrach. W 1976 postarałem się o przeniesienie do Grupy Tatrzańskiej GOPR. Pełniłem dyżury jako ochotnik, a dwa lata później złożyłem przysięgę ratownika. W 1979 uzyskałem uprawnienia instruktora narciarskiego PZN. W czasie służby w WOP wspinałem się w Tatrach, między innymi z Jasiem Gąsienicą-Rojem. Wstąpiłem też na kurs przewodnicki, a w 1981 otrzymałem uprawnienia przewodnika tatrzańskiego. Rok później zostałem członkiem Klubu Wysokogórskiego w Zakopanem. Wybrałem służbę w WOP, bo mogłem pracować w górach, jednak przestało mi to odpowiadać. Starałem się o przeniesienie - i udało się. W 1982 zostałem instruktorem w Ośrodku Szkoleniowo-Kondycyjnym dla pilotów na Groniku.
Pracując wciąż podwyższał kwalifikacje. Podjął zaoczne studia na krakowskiej AWF i w 1987 r. został magistrem wychowania fizycznego oraz trenerem narciarskim. Rok później uzyskał II klasę przewodnicką i uprawnienia instruktora przewodnictwa. Wspinał się też i szkolił poza Tatrami: 12 razy był uczestnikiem wypraw na Kaukaz, wielokrotnie bywał w Alpach i Dolomitach. W 1997 został przewodnikiem I klasy.
Gdy powstało Polskie Stowarzyszenie Przewodników Wysokogórskich, wstąpił w jego szeregi i z pierwszą grupą polskich przewodników uzyskał uprawnienia międzynarodowe UIAGM. Pracując na Groniku, a następnie w Wojskowym Ośrodku Szkolenia Sportów Górskich, był m.in. instruktorem elitarnych jednostek wojskowych polskich i amerykańskich. Szkolił też przewodników tatrzańskich. Od 2001 jest członkiem przewodnickiej Państwowej Komisji Egzaminacyjnej. W 2003 r. przeszedł - w stopniu majora - na wojskową emeryturę.
Dziś prowadzi własną przewodnicką działalność wysokogórską w Tatrach, Alpach, Dolomitach. Był organizatorem i przewodnikiem wyprawy na Aconcaguę w Andach (2005 r.) i na Mount McKinley na Alasce (2006). Stowarzyszenie Przewodników Tatrzańskich im. Klimka Bachledy nadało mu tytuł członka honorowego.
- Wciąż się szkolę w górach, stawiam sobie coraz wyższe cele - mówi. - Podczas moich wypraw obowiązuje partnerstwo, bo przewodnik powinien być takim bardziej doświadczonym i dbającym o bezpieczeństwo kolegą. Wbrew pozorom, taka pozycja daje przewodnikowi większe możliwości, na przykład mobilizowania ludzi w trudnych sytuacjach. To się sprawdza, bo zaprzyjaźnieni klienci wracają i chodzą ze mną w góry do dziś.
Tekst i fot. JERZY TAWłOWICZ