Serdecznie zapraszamy 4 marca (piątek) o godz. 17.30 na promocję książki „Obok inny czas. O Mieście i Jakubie”. O książce i nie tylko opowie sama autorka p. Ewa Andrzejewska. Oczywiście będzie można zdobyć autograf i zakupić książkę w promocyjnej cenie 27zł.
Rozmowa o książce Mariusza Szczygła oraz autorki Ewy Andrzejewskiej i wydawcy Krystyny Bratkowskiejw Radiu TOK FM w programie „Wrzenie świata” (30.01.2011 żródło Radio TOK FM). Rozmowa zaczyna się od ok. 4’30”
http://bi.gazeta.pl/im/9/9063/m9063779.mp3?skad=rss
Recenzja książki autorstwa Mariusza Szczygła „Znacie? To przeczytajcie!” (źródło Gazeta Wyborcza)
Do urzędu miejskiego w Nowym Sączu przyszedł Jakub M. Chciał coś załatwić w wydziale architektury i był wkurzający. Mówił, że jest starym złośliwym Żydem i takim już pozostanie. Nie umiał wypełnić jakiegoś dokumentu, więc urzędniczka Ewa Andrzejewska powiedziała, że wypełni za niego, niech się jutro zgłosi.
Niestety, nie przyszedł. Teraz wkurzyła się ona. Skoro włożyła tyle wysiłku w pisanie, pomyślała, że odszuka petenta. Kiedy go znalazła, zaprzyjaźnili się tak, że postanowiła napisać o nim książkę. Choć zaklina się, że nigdy nie pisała. "Nawet wierszy, gdy byłam nastolatką" - wyznała w programie radiowym. Jej debiut ukazał się, kiedy autorka była już na wcześniejszej emeryturze.
Muszę przyznać, że "Obok inny czas. O Mieście i Jakubie" jest książką świetną. Rzadko mówię to książkom, a tej powiedziałem to na głos trzy razy.
A wcale nie powinna być świetna. Stary Żyd wraca do Polski po 1989 r. - ale to już znamy. "Jestem stary - mówi - lecz mam taką naturę, że jak wspominam to dzień i noc mija" - i to już znamy. Stary Żyd wspomina rabina Satmera, który był tak skromny, że jak rozmawiał z kobietą, to na nią nie patrzył, chyba że spojrzał kątem oka, tylko że jak spojrzał to zaraz oko zamykał - i to już znamy. Stary Żyd chodzi po zniszczonym kirkucie i pokazuje parasolem, gdzie trzeba przestawić ogrodzenie - i to już znamy. Sąsiadka powiedziała mu: dobrze, że was ubyło, panie Jakubie, dobrze, że tak pusto się zrobiło, bo nie było dla was miejsca, było za ciasno - i to też już znamy. No może niedokładnie to znamy, ale podobne. Wszystko wydaje się oczywiste i przewidywalne, Singer opisał nam erę przed Holocaustem, Krall po. Oboje genialnie. Mimo to od książki Ewy Andrzejewskiej nie mogłem się oderwać.
Autorka, z wykształcenia architekt, przeprowadziła się w miejsce zwane Piekłem, na dawną ulicę Poprzeczną. Snuła się po swoim nowym mieszkaniu i czuła, że nie sama się snuje. W środku dnia zaczęły znikać różne rzeczy. Rzecz była i zaraz potem jej nie było. Pojawiała się i znikała. Andrzejewska zrozumiała, że to o-n-i je zabierali albo przekładali w inne miejsce. Mieszkała na nowym osiedlu, lecz zaczęła zauważać pod nim/w nim miasto, które wymazano. W jej oczach domy niewidocznego miasta wciąż uginają się pod ciężarem lokatorów i wciąż wszędzie rozsiewa się koper. Jak u Osieckiej: ktoś inny widzi krzesło, ławkę, stół, a ona - rozdarte drzewo.
Ewa Andrzejewska nie "opowiada o", ona "jest w". I to jest największy atut tej książki - rodzaj reportażu metafizycznego.
Poczytajmy: "Jakub M siedzi przy stole i wyjmuje obrazki pozawijane w gazety. Powoli je odwija i odwija i układa jeden przy drugim. Gazety zaścielają podłogę obok krzeseł. W końcu wszystkie obrazki są odsłonięte. Powiększone zdjęcia oprawione w czarne ramki. Ułożone na stole wyglądają jak kwaterki okna. Szybki się zapociły, a spod pary wyłaniają się twarze. Mamy i taty. Braci i sióstr. Oni jakby oddychali pod tymi szybkami. Jakby stali po drugiej stronie okna.
Trwa to bardzo długo.
Nic nie mówimy.
Dajemy im czas".
Ewa Andrzejewska nigdy nie pisała wierszy, ale jeśli jest się poetką, nie ma to żadnego znaczenia.
|