Piotr Bies "KONIEC ŚWIATA" - paskudna sztuka anty, odzierająca ze złudzeń i pozostawiająca wrażenie. WSTĘP WOLNY
Paskudną sztukę „Koniec świata” napisałem rok po Spektaklu Wielkiego Umierania który zafundowała nam Telewizja Polska. Napisałem upalnym latem 2006 kiedy, co dziś wydaje się niewyobrażalne, wyschły strumienie wielu rzek, a na polach usychały ziemniaki, kukurydza i kapusta. Budziły się wtedy i umierały nadzieje, jak zawsze. Potężny zakonnik prowadzący swoje radio mieszał, dzielił i skłócał, rząd robił co mógł aby było mu dobrze, Boże coś Polskę, śpiewano, przez tak liczne wieki, choć przez te wieki było tylko gorzej i gorzej. Wierzono w przepowiednie i proroctwa, wróżono z fusów od kawy i słuchano Cyganek, które za pewną opłatą zawsze przewidywały szczęśliwą miłość. Każdy wiedział najlepiej jak żyć i jak rządzić tym krajem, każdy był ekspertem. Jak zwykle oczekiwano cudu zamiast się porządnie wziąć do roboty. Niebezpiecznie wzrastała ilość wypijanego alkoholu i wypalanych papierosów. W roku owym Jerzy Tupou V został następcą tronu królestwa Tonga, co jednak nikogo u nas nie obchodziło, gdyż naród zajmował się kolejnymi objawieniami. Wiara w moc medalików i najświętszych wizerunków ukazujących się tu i ówdzie w miejscach nieprzewidzianych mieszała się z przekonaniami o szkodliwości spotkania baby z pustymi wiadrami nad ranem, czy czarnego kota lub też niebezpieczeństwem jakie mogła sprowadzić na swoje nienarodzone dziecko kobieta ciężarna przechodząc pod linią wysokiego napięcia. Ten naród zresztą w swojej masie nigdy nie wierzył w Boga, jedynie w realne dowody istnienia sił nadprzyrodzonych na przykład w postaci odcisków stóp Najświętszej Panienki na ogromnych kamieniach. Ktoś kogoś zabił, coś ukradziono, jakiś artysta próbował prowokacji, ktoś obrażał, a ktoś się obraził i tak zwyczajnie działo się wtedy i dzieje dziś. Bez zmian.
Piotr Bies Rabka 26.05.2010
|